Szukałam lekkiej komedii na wieczór. Jako że naprawdę mało jest dobrych komedii, przy których szczerze dostaję ataku śmiechu, zdecydowałam, że poszukam takiej przy której można się po prostu wyluzować. I niby przy tej wyluzować się można. Do tego szanowne grono: Crowe i Gosling oraz Margaret Qualley, która ostatnio mnie urzekła w reklamie Kenzo World. Trailer był obiecujący ( i znacząco ZA DŁUGI, bo niestety, ale pokazane w nim było wszystko to, co film miał najlepszego).
Przechodząc do sedna - słabo. Przegadany, suchary poganiają się nawzajem - i w tłumaczeniu polskim i niestety w oryginale. Zwroty akcji bardzo przewidywalne. Gosling ciągle piszczy, co również mnie nie bawiło. Crowe w roli komediowej jakoś mi się nie sprzedał(może łazi za mną jego twarz Maximusa).
Film jedynie na 3, ale jestem raczej surowa w stosunku do komedii. Mniej mnie rażą chyba nawet komedie romantyczne, chociaż i one są coraz częściej bublami.
Cóż, tylko 3 i aż 3, bo jedyna rzecz oprócz super scenografii, to świetne sceny kaskaderskie i momentami fajne zapożyczenia ze slapsticku.