...ale szczerze powiem, że film był dla mnie jak za bardzo naostrzony nóż. Za mocno, za bardzo, za dużo, za głośno. Jakby ustawić kamerę i nagrywać umierającego szczeniaka. To trwa i trwa. I trwa. Nie dałem rady. Miałem ochotę wyjść z kina (widziałem zdaje się na Watchdocs).
Jestem tego samego zdania :P Sposób na wypromowanie własnej osoby przy pomocy nieszczęścia swojego dziecka - budzi najwyższy niesmak. Z seansu na WFF-ie wyszedłem mocno zażenowany :-/ Poza tym to pseudo dokument - dialogi zaaranżowane. O tym przypadku powstały inne, prawdziwe dokumenty.
Właśnie! Też miałem straszne poczucie manipulacji treścią. Sztuczne dialogi i ten podkręcony w postprodukcji dzwięk maszyny... Okropność
ja również tak to odebrałam. Czuć było że dialogi nie były na żywca. Poza tym, nie wiem czy wolno mi się w tej kwestii wypowiadać bo to tak jakbym oceniała czyjeś życie no ale cóż, sami nakręcili o sobie dokument: bardzo nie podobało mi się sposób w jaki mówili o synu "on, jego, jemu" - jakby to był jakiś obcy człowiek, jakby nie miał imienia, w zasadzie dopiero później pojawia się imię jak zwracają się bezpośrednio do Leosia. dla mnie to było troche wszystko sztuczne. Pierwszej nocy (gdy Leosia jeszcze nie ma w domu) widzimy bohaterów zmęczonych, z kieliszkami wina, na kanapie jakby cały dzień się zajmowali gromadą niepełnosprawnych dzieci. W ogóle troszkę zadziwiający jest fakt że rodzice chorego dziecka nieustannie popijają wino - ale to przecież takie europejskie.
"Sposób na wypromowanie własnej osoby przy pomocy nieszczęścia swojego dziecka " - chyba nie znasz historii tego dokumentu... Nie był kręcony "pod publiczkę".
Druga połowa jest optymistyczna :) Gdzieś z tej całej szarości wyłaniają się małe promyczki nadziei, więc jako całokształt moim zdaniem film jest dobry. Chociaż faktycznie, niektóre sceny z początku są mocne i miałam ochotę przerwać oglądanie.
Przy całej powadze sytuacji i nie komentując tematu filmu - też miałam wrażenie sztuczności, zaaranżowania scen i dialogów... Szkoda, bo to mógł być bardzo dobry film ... Pewnie jdenak trudno zachować dystans do tematu, gdy dotyczy nas osobiście, a z tyłu głowy coś podpowiada, jak "lepiej" ująć temat i pokazać problem
mysle ze ciekawiej by bylo gdyby: jeden rodzic byl aktywny przed kamera a drugi tylko i wylaczeni za kamera.. lub ktos z zewnatrz montowal ten film wybierajac bardziej obiektywne fragmenty.. lub jak zrobil Koszalka w podobnej stylizacji dokumencie, byl przed kamera ale jako bierny bohater. tutaj szczegulnie polski widz czuje ze wszystko zostalo podrasowane niestety i nie czuc tych emocji ktore powinny towarzyszyc tej chorobie i calej sytuacji..