PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=542576}

Narodziny gwiazdy

A Star Is Born
7,4 192 311
ocen
7,4 10 1 192311
5,5 52
oceny krytyków
Narodziny gwiazdy
powrót do forum filmu Narodziny gwiazdy

Jestem z rocznika 1980, więc parę lat życia za mną i z wojen w necie o mojszą rację zwyczajnie wyrosłem. Dlatego postanowiłem wrzucać jeden post per film - jako głos przedstawiciela „starszyzny” ;)

Narodziny gwiazdy to film dla mnie szczególny. Głównie dlatego, że jestem muzykiem-amatorem więc sporo rzeczy, które w filmie widać, ja widziałem - i częściowo ich doświadczyłem :)

Kluczowe jest to, jak bardzo granie muzyki wysysa energię. To jest nie do uwierzenia. Każdy z nas widział kiedyś koncert kogoś, kto wyglądał jakby go tam nie było. Brak zaangażowania widać, prawda? Znacie te kapele weselne, które po raz tysięczny grają to samo i jest im trudno wykrzesać z siebie jakikolwiek entuzjazm. No więc wyobraźcie sobie że musicie to zrobić codziennie, setki razy, w trasie. Jeśli nie podołacie zadaniu przekazania emocji - ludzie uznają koncert za słaby. Ale żeby grać tak, że aż człowieka wewnętrznie „ciary przechodzą” - naprawdę trzeba się wysilić. To niesamowity wydatek energii i emocji.

Uwaga, dalej - trochę spoilerów!

Płynnie przechodząc do filmu... Bradley wie doskonale to, co napisałem powyżej. Przeżył to setki razy. A kiedy granie po raz setny czy tysięczny tego samego przestało go bawić - musiał znaleźć źródło entuzjazmu, emocji, energii. Czyli wóda, krecha - wysokie nastroje i gramy. A po koncercie - wóda, krecha i świętujemy. Ciężki poranek, zbieranie się w sobie, wieczorem koncert, więc żeby dać radę - wóda i krecha. Przy tym wszystkim ludzie ciągle czegoś chcą. Jeśli masz image sceniczny wariata, to oczekują że zawsze będziesz wariatem. A skoro jesteś znany to Twoim obowiązkiem jest być miłym i dawać autografy. I ci wszyscy ludzie mają centralnie wiadomo gdzie to, czy faktycznie jesteś wariatem, albo czy masz siłę być miłym. Mają oczekiwania. A tym trudno sprostać. Nie sprostał Kurt Cobain, Janis Joplin, Amy, Michael Hutchence, Jim Morrisson (generalnie Klub 27) i wielu innych...

Bradley to wie. Wie też, że ludzie słuchają, ale w końcu przestaną. Ally (Lady Gaga) jest dla niego szansą na nowe otwarcie, nową energię, nowy sens grania. Niestety rozwój jej kariery go rozczarowuje. Znamienne jest kiedy mówi do Ally „kiedy znów będziesz sobą”. Oczywiście różne są gusta muzyczne, ale wg mnie w filmie mamy mocne zestawienie: „prawdziwa” muzyka tworzona przez duet Bradley-Gaga vs. plastikowa, popowa tandeta, sprzedająca się co prawda - ale sztuczna do bólu. Tancerki, tleniony blond, wystudiowany image sceniczny...

Myślę, że Bradley jest też rozczarowany tym, że właśnie taka muzyka dała Ally Grammy. On się cieszy z jej sukcesu - ale wie, że ten mainstream jest jeszcze brutalniejszy, niż jego scena. Że tam człowiek to produkt, nie artysta, i że będzie eksploatowany jak długo i mocno się da, bez większego względu na to, co Ally naprawdę będzie chciała.

Bo Bradley wie, że Ally po pewnym czasie się zmęczy. Że tymczasowe zachłyśnięcie sukcesem nie wyjdzie jej na dobre. Bo po pewnym czasie zatęskni za samą sobą, ale będzie już uformowanym produktem, którego zmienić nie sposób. Patrząc w „realu” - pomyślcie o Britney, jak ją sformatowano, jak się rozbiła i jak ciężko jest jej wrócić.

Bradley to wszystko wie. Wie też, że zapewne wróci do nałogu. Widzi, że nie jest w stanie zatrzymać Ally, bo przecież kto by kochanej osobie zakazał wielkiego sukcesu? Według mnie, tu nie zazdrość Bradleya brała górę - a jego troska o Ally. I wewnętrzne przekonanie, rosnące z dnia na dzień, że jej nie jest w stanie pomóc, a wręcz może zaszkodzić.

Czy finałowa jego decyzja jest uzasadniona? Dla mnie tak, chociaż nie w pełni. Biorę jednak poprawkę na to, że oglądam film na wygodnym fotelu, a w takich okolicznościach łatwo jest być mądrym za innych ;) Gorzej jest, jak samemu człowiek zmaga się z depresją czy strachem. Wtedy mądrym dla samego siebie jest być trudno.

Film ma piękny soundtrack, pomijając popowe dokonania Ally w trakcie rozwoju jej kariery ;) Aktorsko - bardzo fajnie, Sam Elliott jak zwykle w formie :) Całość robi wielkie wrażenie, przy czym nie jest to klasyczne love-story. Jest tu owszem historia miłości, ale dla mnie - jeszcze bardziej - historia jak współczesność i komercjalizacja potrafi zmielić człowieka. Pod tym kątem film jest dość przerażający. Uważam jednak że należy go zobaczyć - to duże przeżycie.

ocenił(a) film na 8
statlerandwaldorf

Nie mam słów... Naprawdę piękna, merytoryczna i emocjonalna mini - recenzja. Dziękuję za nią :)

ocenił(a) film na 5
statlerandwaldorf

Ok, ale jak wóda i krecha to też emocje, a tu nie zagrali ich totalnie

ocenił(a) film na 7
statlerandwaldorf

spoiler!!!

spoiler!!!!
Trudno powiedzieć z jakich powodów "przekręcili" się wymienieni przez Ciebie wybitni artyści.
Co do gł. bohatera tego filmu to ciekawe jest dlaczego wielka miłość nie pozwoliła u na to, aby na trwałe wyjść z aktywnego alkoholizmu. Można być zaleczonym alkoholikiem przez całe lata i ja poznałem takich ludzi. Jedno zdanie jakiegoś dupka z branży tak mu pocisnęło, że się chłopak poddał. Szkoda, że zdecydowano się na takie zakończenie.
Co do emocji scenicznych masz rację, sam co nieco pograłem kiedyś.

armarange

Jedno zdanie ale za to w odpowiednim momencie... Gość wbił mu nóż prosto w serce i wiedział dokładnie co go rozłoży... Żałuję, że film kończy się tak szybko i Ally nie poznaje prawdy o swoim podłym menadżerze...

armarange

Może dlatego, że bał się że ją straci, kariera ich rozłączy itp. Chciałby by wszystko było jak na początku, ale to nie było możliwe.

Wiem, że odpowiadam po paru msc, ale dopiero obejrzałem film i mam świeże przemyślenia :)

ocenił(a) film na 7
statlerandwaldorf

Dokonania pop-owe Ally nie dorównują kawałkom Madonny, ale też najgorsze nie są. Oczywiście najlepsze momenty to te kiedy Gaga śpiewa nie popowe kawałki.

ocenił(a) film na 8
statlerandwaldorf

Nic dodać, nic ująć. Zauważam spory rozdźwięk w odbiorze tego filmu przez widzów, ale ja, dokładnie tak jak Ty, oglądałem go również oczami amatorskiego muzyka i interpretuję go w zasadzie tak samo :)

ocenił(a) film na 9
statlerandwaldorf

Szacun Kolego.

ocenił(a) film na 8
statlerandwaldorf

Chciałbym podzielać twój entuzjazm wobec tego filmu, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafię, chociaż sam jestem Muzykiem. Ten film to historia skończonego idioty, który zamiast dbać o to co ma to woli użalać się w kółko nad sobą z flaszką gorzały w łapie, a na koniec położyć trupem siebie i tym samym karierę swojej żony - idiotyzm na który brak słów!!!

I jakby mi ktoś zaraz wyjechał coś o nałogu to z miejsca mówię: nałóg i związany z nim stan rzeczy to wybór, który podejmuje nałogowiec z własnej zasranej woli, bo nie jest on przez kogokolwiek do tego zmuszany! Tyle ode mnie.

Black_Metal_666

To jest Twoja opinia., ale..
Niestety, jest to też film o nałogu.
Codziennie tacy idioci, jak ich nazywasz, rozwalają kariery, rodziny i życia.
Tak, nałóg to wybór, ale często przerasta ludzi ten wybór.

Rozumiem, że tyle emocji w Twoim wpisie wynika z tego, że film mocno Cię poruszył.

Nie dziwię się. Historia jest błaha, ale ładnie podana.

statlerandwaldorf

Co za mądra i wyważona opinia. Zgadzam się chyba ze wszystkimi stwierdzeniami.

statlerandwaldorf

Piękna recenzja, szkoda ze więcej takiej muzyki jak na początku filmu, nie ma w radiach.. Tylko lecą klepane cały czas hity.

ocenił(a) film na 8
statlerandwaldorf

Wspaniała recenzja! Oglądałam ponownie... I zgadzam się z każdym słowem! Dzięki!!! To przyjemność czytać mądre, przemyślane słowa...

ocenił(a) film na 5
statlerandwaldorf

Też kiedyś amatorsko grałem, pisałem piosenki, żyłem wizją, ze kiedyś będę muzykiem, będę nagrywał płyty, miał publiczność itd.

Rzuciłem to, gdy przekonałem się, jak naprawdę wygląda takie życie. Ludzie idąc na koncert nie mają pojęcia, jak to wygląda "z drugiej strony barykady". Ida tak naprawdę coś skonsumować. Po koncercie chcą tylko zrobić sobie z tobą zdjęcie, jak z małpką z zoo i idą dalej konsumować kolejne rozrywki. Rzadko ktos po koncercie podejdzie normalnie porozmawiać.

Ja stwierdziłem, ze takie życie nie jest dla mnie. Wciąz na walizkach i granie na koncertach w kółko tego samego repertuaru nie jest dla mnie. Po koncercie ludzie idą do domów, a ty jeśli nie masz domu i do kogo wracać, zostajesz sam. Wsiadasz w busa i jedziesz w następne miejsce, zagrać kolejny taki sam koncert. To trzeba naprawdę kochać, żeby tak żyć.
ja kocham tworzyć piosenki i utwory instrumentalne, lubię je tez potem grac. Ale życia na walizkach nie polubiłem. Więc gram tylko w domu dla siebie. Sprawia mi to przyjemność i wystarczy, abym czuł spełnienie w kwestii pasji muzycznej.

Wszem, zdarza się, ze trafiasz na publikę, która nie stoi sztywno i nie patrzy tylko bawi się pod sceną. Dla takich ludzi chce się grac i wtedy wszystko jest lepiej. Ale to rzadkość.

Muzycy weselni są w nieco innej sytuacji. Graja gotowy repertuar - piosenki, których nie muszą pisać bo które już ktoś napisał, no i biorą konkretne pieniądze.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones