ma to być prosty i wzruszający film, ale nie do końca taki jest. mnie dużo bardziej podoba się strona techniczna, piękna scenografia - tu tak, owszem. natomiast opowieść wzruszająca nie jest dlatego, że jest zbyt przewidywalna, nieco sztampowa, a przede wszystkim postaci są do granic możliwości jednowymiarowe. dlatego film podobał mi się i przyciągał moją uwagę przez większą część seansu, ale tylko do pewnego momentu - do kulminacyjnego momentu. nie zamierzam rzucać spoilera, stwierdzę tylko ogólnie, że ta "kulminacja" cokolwiek przegięta była.
Dlaczego uważasz,że moment kulminacyjny był przegięty?Dla mnie ten film był ciekawy przez cały czas.Zgodzę się co do scenografii,po prostu genialna.Pozwała wczuć się w klimat Ameryki pierwszej połowy XX wieku.Do tego przepiękna muzyka,która doskonale odwzorowywała wydarzenia,które miały miejsce na ekranie.Dla mnie fabuła w ogóle nie była przewidywalna,a zaskakująca.Co masz na myśli pisząc,że bohaterowie byli jednowymiarowi?Dla mnie to był kawał świetnego aktorstwa,na czele z niesamowitym Malkovichem.
może i postaci są jednowymiarowe i sztampowe, ale to takie miejsce i taki czas, jak mi się wydaje. prości robotnicy w USA w "pierwszej połowie XX wieku", życie nudne i dość przygnębiające. szkoda, że wątek z Murzynem nie został rozwinięty bardziej, bo postać wyróżniała się na tle robotników i, choć pogardzany, "Nigger" zdawał się znacznie przewyższać inteligencją ludzi, którzy nim pomiatali