Karloff nie nadawał się na valentinopodonego amancika i na szczęście nie próbuje nic podobnego grać. Jego Imhotep to, na ile scenariusz pozwala, konkretny gość: dorosły, zdeterminowany i władczy. Boris pokazuje też że miał świetny głos i w takiej scenie kiedy przywołuje Helen na balu mogą trochę przejść ciary. Pozatym film jest taki sobie, miłość przez wieki i takie tam to nic nowego, zwłaszcza że kiedy Karloff znika z ekranu poziom aktorstwa spada. Freund zdecydowanie powinien jednak pozostać przy operatorce bo w niej był mistrzem.