za niezbędną mi informację, że książka była lepsza od filmu. Dobrze, że w ogóle nie czytam książek, bo pewnie też bym pisał pod każdym filmem opartym na książce, że książka była lepsza.
Zgadzam się z przedmowca.Tesz mnie to denerwoje ze każdy pisze ze ksiazka lepsza.Przeciez o tym wie każdy kto czyta książki.W filmie nie da się umiescic roznych niuansów które w książkach sa bardzo ważne lub mniej ważne ale wplywaja na to czy dana ksiazka jest dobra,czy nie.Wiec proszę nie piszcie więcej slow"Ksiazka owiele lepsza".Filmu jeszcze nie obejrzałem,ale mam zamiar to nadgonić dzisiaj.Ksiazki tesz nie czytalem
Tak samo film Love Rosie jest lepszy niz Książka napisana w formie listów i emaili.
Może lepiej byłoby gdyby przy promocji filmów nie posługiwano się hasłem "film na podstawie książki" tylko "w filmie wykorzystano fragmenty książki". Mniej szumu by było i narzekań,że jednak wersja książkowa była o wiele lepsza. A dla widza sprawa postawiona jasno - nie ma co porównywać.
A mercedes jest lepszy od airbusa. Tylko że merc to samochód, a airbus to samolot, więc po co je w ogóle porównywać?
Gump nie był idiotą - to po pierwsze. Po drugie, jeśli by przyjąć Twoje założenie że główny bohater to idiota a książka i film opowiadają o tej samej osobie, jak to się stało że film jest mądry a książka idiotyczna? Taki mały dysonans.
Jak to Gump nie był idiotą? Mylił goryle z rebeliantami i w sądzie był przekonany, że zeznaje o sprzedawaniu broni gorylom. :D
Nie zgadzam się w dysonansie intelektualnym między książką, a filmem.
Przeczytaj definicję co to takiego "idiota". Nie chodzi mi o "dysonans intelektualny" a różnicę w jakości - uwaga tłumaczę - reżyser znakomicie poradził sobie z przedstawieniem "idioty" Gumpa i wyszedł mu bardzo dobry film, natomiast pisarz sklecił wyjątkowo niegramotne dzieło z gatunku kiepskiej komedii z elementami sc-fi.
Moim zdaniem książka była fenomenalna. Film także. Wzajemnie się dopełniają, chociaż bronią też z osobna. Ekranizacja destylując z pierwowzoru mnóstwo chwytliwych, zmyślnych zdań bardzo łagodnie potraktowała protagonistę i odjęła mu trochę "idiotyzmu" przez to pewnie Twoje wrażenie o wyższości intelektualnej<?> vel jakościowej książki nad filmem. Natomiast Groom zaserwował nam Forresta w całej krasie, gdzie czasami nas zaskoczył jakimś spostrzeżeniem, ale także drażnił lub bawił mnóstwem absurdu.
Już myślałem, że tylko mi to działa na nerwy... A teraz o czymś, czego w książkach nie ma - ścieżka dźwiękowa. Utwór zespołu Belong - Never Came Close - cóż za piękny, ciężki, brytolski klimat rodem zza oceanu!
Też nie czytam książek i co? Jestem głupi? To teraz nie można już czytać przeróżnych artykułów w necie, postów mądrych ludzi na fb, czytać forów czy oglądać Beara Grylls'a w tv? Po co skupiać się na książkowej fantazji jak można spróbować żyć chwilą w prawdziwym życiu?
Nie jesteś głupi po tym co napisałeś uznaje cię za kretyna... . tyle w temacie więc nie drąż przygłupie dalej bo odpowiedzi się nie doczekasz.
Ty za to jesteś wykształconym człowiekiem, pewnie cały czas czytasz pozycje w stylu " Jak hejtować w internecie" albo " Jak uratować przegrane życie - poradnik dla frajerów". Popatrzyłbym jak to teraz inni robią na gówniane filmy które wysoko pooceniałeś, ale obchodzi mnie to tak jak zeszłoroczny śnieg, więc stul jape bo szkoda mi neta na ciebie...
*To było pytanie retoryczne inteligencie, przeczytaj sobie podręcznik z języka polskiego - na takie pytania nie oczekuje się odpowiedzi :D
Ja czytam nałogowo. A mimo to denerwuje mnie automatyzm narzekania, że książka była lepsza. Film to inne mediu. Uzupełnia, dodaje, wzbogaca wrażenia z książek (no, nie zawsze). W najgorszym razie pokazuje, jak mogą to widziec inni. To dla mnie cenne. Ciągle kłócę się z kolegą, który obraził się na Grę o Tron, że odchodzi coraz bardziej od ksiązki. Przecież to wspaniale! Początek 5 sezonu trochę mnie nużył, bo niedawno czytałem książkę i miałem wrażenie deja vu. Aż tu nagle... film odjechał i dostałem więcej GoT!
Popieram aczkolwiek tylko część o porównywaniu książek do filmów. Czytałam książkę - była dobra. Obejrzałam film - był dobry. Nie będę ich porównywać bo to dwie zupełnie inne rzeczy, niezależnie od tego czy bazują na tej samej historii. To tak jakby porównywać pastę do butów z pastą do zębów - owszem mają tę samą formułę ale powiedzieć "ta pasta do zębów jest lepsza niż moja pasta do butów" to zwykły idiotyzm.
Na FILMwebie staram się pisać o filmach, nie książkach, ale skoro podjąłeś wątek... Mam kilka przykładów gdzie film jest rewelacyjny tak jak i książka, choć wydarzenia ukazane są z odmiennej strony. Na przykład - "Lot nad kukułczym gniazdem" - narratorem w książce jest Wódz, a w filmie Mc Murphy i świetnie się to zarówno czyta jak i ogląda.
Jak może być książka lepsza, jak film masz w kolorze i z dźwiękiem i obejrzenie zajmuje 1,5 godziny, a nie kilka dni. W książce nawet ilustracji nie masz, po prostu bieda.
"książka lepsza", to już klasyk filmwebowy. A co do samego filmu, to książka lepsza.