Do tej pory byłem pewien, że Matrix jest arcydziełem. Okazał się plagiatem. Łatwo przyswajalną wersją mrocznego miasta. Doprawdy po obejrzeniu tego filmu, dzieło Wachowskich straciło w moich oczach. Powiem więcej - wizualnie pewne sceny były nawet lepsze, dla mnie.
Film również fabularnie stoi na wysokim poziomie, akcja rozgrywa się w sposób, który pozwala dojść do Niełatwej myśli przewodniej bez najmniejszej zbędnej chwili (obejrzałem go tylko raz).
Nie tylko na temat filozofii "jaskiniowej" ale również o samej psychice człowieka. To jak najdrobniejsze trybiki naszego życia są kreowane, w całokształt zegara, a mimo to jakiej wciąż trzeba dokonywać selekcji w rozkładzie osobowości i pamięci człowieka, by go "hodować" i kontrolować.
W ogóle konwencja z obcymi, z przewagą indywidualizmu nad "zbiorową świadomością" wieczną nocą, zatrzymywaniem czasu, światem-dyskiem (do ukazania całokształtu tego "miniświata" byłem przekonany,, że akcja toczy się na ziemi). No cóż - sama pomysłowość. Pewnie dawno ją podbili i zniszczyli, a ludzką pamięć schowali w probówkach, by na niej eksperymentować.
Poza tym w filmie jest jedna taka ciekawa, rzecz. Ludzie są sfabrykowani. Nie istnieją naprawdę. Są tworami obcych, coś jakby wirtualnymi osobami, bez naturalnej formy cielesnej. Poza Danielem i Obcymi, chyba nikt nie istniał tam przed stworzeniem miasta.
Nie mniej zastanawia mnie jedno pytanie. W jaki sposób główny bohater zyskał moce Nieznajomych?
Jedna z ostatnich scen mówi mi, że ten doktor - Daniel, stworzył Johna by pokonał Obcych. Był mentorem, od początku jego wykreowanej i skleconej świadomości. Ale to by oznaczało, że potajemnie uczył Johna wszystkiego o jego mocy dostrajania i o Nieznajomych, tuż pod ich okiem.
No. Nieźle się wkręciłem. Ale gdzieś musiałem wydusić z siebie te emocje. Na zdrowie :)
Dobry film, tylko ta scena walki w końcówce psuje lepsze wrażenie. I ciekawostka: do tej sceny nawiązał Rodriguez w swoim "Rekin i Lava: Przygoda w 3D".
Dobrze powiedziane, Tuchajbej, choć osobiście wydaje mi się że Doktor po prostu wlał odpowiednią mieszanie do "strzykawki" która zawierała jego lekcje, a raczej wspomnienie z lekcjami... coś jak te dyskietki z Matrixa zawierające umiejętności. A co do twojego pytania: kto powiedział że ta "moc" należała tylko i wyłącznie do nieznajomych ? ;)
Pozdrawiam
R.K.
A ten film widziałeś? http://www.filmweb.pl/film/Trzynaste+pi%C4%99tro-1999-30840
A gdzie można taką (reżyserską) wersję zdobyć? Duża różnica jest pomiędzy nią a oryginałem?
Film kapitalny, naprawdę mało jest tak dobrych filmów. Właściwie to nie bardzo jest się do czego przyczepić poza marketingiem, reklamą, efektami. Ktoś ewidentnie nawalił film jest świetny, ciężki, mroczny o dobrej obsadzie z przesłaniem już o obsadzie nie wspomnę. Ktoś ewidentnie poleciał w kulki. Żal bo nie zobaczymy 2-ki ;( a szkoda.
Mnie się wydaje, że ta przewaga wynikała z możliwości odczuwania uczuć i emocji. Nieznajomi tego nie umieli i dlatego umierali.
Awansowali na wyższe stadium rozwoju ale kosztem tej właśnie emocjonalności... duszy właśnie.
Bohater mówi, że szukali w złym miejscu ( w głowie!).
Dla mnie bardzo mocno kojarzy się to z odmóżdżającą i mechaniczną pracą w korpo, z zachodnimi wymysłami w stylu - bezstresowe zarządzanie firmą, polityczna poprawność, kasowanie "złych emocji".
Nasza cywilizacja awansowała na wyższe stadium rozwoju - ale często kosztem tej emocjonalności właśnie.
Połączenie wiedzy i umiejętności przeżywania uczuć, emocji - dało bohaterowi ogromną moc.