Japońskie miasto. Czarno-białe. Współczesność. Niby są tutaj bohaterowie, ale jak wchodzą do budki telefonicznej, to kamerę bardziej interesują graffiti na szybie wspomnianej budki. Do tego masa cięć, w stylu "Taken 3". Bohater nie może odetchnąć bez twórcy robiącego trzy cięcia na wdechu i wydechu. Klatka piersiowa, nos, para. I tak cały czas.
Fabuła powstała tutaj chyba w trakcie, bo jakoś tak udało się stworzyć intrygujące postaci, które w sumie chce się oglądać. Ta baba bez brwi, chłop z uszkodzoną łapą - jest w nich tragizm. Myślę, że spodobali się twórcy na tyle, że zmienił pod nich kierunek filmu.
Nadal jest to chaotyczne doświadczenie, męczące i niczego nie dające w nagrodę za ukończony seans. W końcu można opuścić salę, to wszystko.