Ale najbardziej zadziwiło mnie szerokie tło: Obraz upadku i marazmu frnacuskiej prowincji. Niby wszysko OK, ale posępna nuta wyłazi z nieomal wszystkich kadrów. Zresztą, byłem we Francji w 1993 r., a po tym jeszcze kilka razy. Pierwszy raz to był dla mnie szok. Kulturowy szok dodam. Czułem się jak na Marsie. Bo tu (w Polsce) marazm, a tam nowoczesność. Ostania moja wizyta (po kilku latach) to był także szok. Tam marazm i szarość. I ten film to pokazuje wprost. Jeden z bohaterów mówi, że wyjedzie do Kanady, bo Francja jest już martwa....
Francja nie jest wyjątkiem. Niemcy, wielkie nadzieje po zjednoczeniu i... bąbelki. Mieszkam niedaleko granicy. Mieszkanie lub dom kosztuje taniej niż w Polsce. "Najmłodsi" mieszkańcy mają ok. 40 lat. Młodzi Niemcy mówią; To nie jest kraj dla ludzi i wyjeżdżają. Kierunki z reguły dwa: Kanada i Australia. Taka jest rzeczywistość starej Europy.
Skąd to się wzięło? Nie odpowiem. Nie chcę robić zadymy.
Europa się starzeje i jednocześnie podejmuje decyzje, których następstwa mogą się okazać wielce nieciekawe.
Racja! W filmie poczułam dokładnie taki klimat, jaki opisujesz. Przyznaję, że zdziwiła mnie ta posępność myśli... I teraz, na tym tle, pokazano bardzo ciekawe odwrócenie ról. Silna kobieta przekonuje się, że kluczem do przetrwania nie są mięśnie i nauka jak w pojedynkę przysposobić się do "apokalipsy". I jak ważne jest to, żeby czuć. Podobało mi się bardzo jak skromnie triumfuje spokój, dystans i "ogarnięcie" Arnaud :)