Dziwię się tak wysokim ocenom. Film nie wzrusza, gra aktorów nie przekonuje, dialogi słabe.
W zasadzie jedynym faktycznym wabikiem tego filmu jest połączenie Dermota Mulroney'a z Amandą Peet, przyjemnie się na nich patrzy,ale to wszystko. To nie jest film o umieraniu, z pierwszoplanowym wątkiem miłosnym na miarę 'Love Story', jak sugerowałaby ocena. Film jest szablonowy, a gra aktorska rzeczywiście na tyle kiepska, że ciężko uwierzyć w śmiertelną chorobę obojga. To w zasadzie zabawne, do tej pory w filmach tego typu najczęściej umierało jedno z zakochanej pary, w 'Miłości bez końca' to nie wystarczy - muszą oboje umierać:) Nie zdziwię się jeśli w kolejnym hollywoodzkim filmie tego typu będzie umierał on, ona, do tego ciocia i pies sąsiada :)
Nawet nie pamiętam o czym był film:/ Jedyna rzecz, jaka mi się z nim kojarzy to, to że nie mogłam go oglądać! Tragiczna gra, fatalne dialogi- mogą je znieść jedynie fani filmów bollywood- ten sam poziom jak dla mnie.
Zgadzam się, naprawdę bardzo, bardzo łatwo się wzruszam i pierwsza kupuję takie historie, ale ten film to tragedia. Wygląda jak parodia (poważnie). Parę razy nawet się zaśmiałam (już chyba z zażenowania). Nawet piękna Amanda Peet nie pomogła, film jest do granic możliwości sztuczny, dialogi masakryczne, gra aktorska to samo. Pierwszy raz spotkałam się na filmweb, z tak zawyżoną oceną.