znalezione w sieci
http://polskiastrobloger.pl/2014/11/andy-weir-marsjanin-the-martian-recenzja-pow iesci.html
Reckę pisał pasjonat, jest kilka zajefanych cytatów. Coraz bardziej mnie kusi chwycić tą książkę ale nie wiem co wtedy z emocjami w kinie. Ciekawe co Scot z tego wykręci.
Książka jest specyficzna ,nie jest zbyt dobra literacko ,ale ciekawa naukowo, fizycznie ,chemicznie itd ;) generalnie bohaterowi ciągle przytrafia się coś złego stwierdza ,że ma przerąbane ,ale po chwili zamienia się w McGuyvera i robi cuda na kiju. I tak całą książkę. Jestem ciekaw jak wypadnie ekranizacja bo wierna adaptacja by była naprawdę karkołomna.
Bardzo dobrze to ująłeś.
Ja dobrnąłem do 2/3 książki i odpuściłem resztę właśnie z powyższych powodów a od ponad 30 lat uwielbiam sci-fi.
Ale film obejrzę z radością.
Ja odpuściłem dosłownie na ostatnich stronach więc jednak książka nie szaleje z suspensem haha. Serio jak o tym pomyślę to musi być źle skoro miałem dość kiedy zostało mi kilka stron i nie obchodziło mnie co będzie dalej ;)
Wiadomo było od początku jakie będzie zakończenie książki przy tego typu literaturze więc bardziej liczyłem na jakieś przygody a dostałem walkę chyba najmądrzejszego człowieka na Ziemii z nierealnymi problemami i rozwiązaniami iście makgajwerowskimi. I co chwilę typowy deus ex machina - potrzebujemy jakąś niezbędną rzecz i proszę, rozprujemy to czy owo urządzenie i mamy już. Raz czy dwa razy to jest ciekawe ale oprzeć całą historię na tym to dla mnie za mało. I ta cała plejada nazwisk bezpłciowych i papierowych postaci trzecioplanowych na Ziemii.
Jest to dla mnie ogromnym zdziwieniem ten zachwyt nad książką bo to zupełnie przeciętna i za mocno techniczna książka.
Fakt ,jedyna zaleta tej książki to to ,że człowiek może się dowiedzieć nieco ciekawostek naukowych (chociaż brak wody na marsie się zdezaktualizował przed wydaniem książki). Niektóre sceny wydawały się być jak żywcem wzięte z kiepskiego filmu. Mam nadzieję ,że nie wykorzystają ich w tej ekranizacji ;)
Mam podobne wrażenia co do książki.
Ale mnie trzymała przy niej nadzieja na jakichś tubylczych Marsjan ;-) w końcu nie wytrzymałam i przekartkowałam treść i dowiedziałam sie ze TEGO typu atrakcji tu nie uświadczę. Z trudem zaakceptowałam na tyle, żeby czytać dalej. I tak sobie mysle- pamiętnik -OK ,nawet fajna forma, te wszystkie przygody amatora chemika/ biologa- ciekawe (tak do 1/3 książki), ale JAK to ciekawie sfilmować?!
I stąd moje pytanie- wie kto moze na ile wiernie sie Scott trzyma książki? Nie ma szansy na zadne,najmniejesze nawet (moga byc wielkości bakterii, mogą byc nawet wyewoluowane z odchodów głównego bohatera) Marsjańskie stworzonka?