Sądzę, że niestety tego co jest siłą ksiązki, czyli to całe science oraz humor głownego bohatera, zostały okrojone. Mimo, iż były, to nie tyle co w książce. Szkoda. Na filmie uśmiechnąłem się 2-3 razy, czytając książkę to płakałem 2-3 razy ze śmiechu, a uśmiech prawie wcale nie schodził z twarzy. Do tego wycieli (. )( .) i inne teksty Marka, jak chociażby pirantoninje, która pomogła mu policzyć co nieco. Paradoksalnie, najbardziej rozbawił mnie młody z astrodynamiki, a nie Watney :/ Nie wspomnę również, że nie ma nic z jego drogi którą pokonał na Marsie w swoim przerobionym 'aucie'. Nauki i 'bełkotu' Marka o tym jest tyle co kot napłakał i widz, bez znajomości książki, może sobie nie zdawać sprawy jak trudne były przeszkody do pokonoania, a jednocześnie jak bardzo możliwe. Tak więc jestem w kropce, w ogóle nie wiem jak ocenić film. Doceniam, że dali disco, doceniam zdjęcia i cały ten Mars, doceniam starania, aby utrzymać humor ... jednak to nie to. Pewnie wielu, prócz recenzenta doceniać będzie Matta za rolę, ja jednak sądzę, że średnio się sprawdził. Słabo było czuć u niego tak mocne rozumienie gównianej sytuacji, połączone z dystansem wobec wszystkiego i trzeźwym rozumiem (jak to było idealnie w książce opisane) .. robi to, ale wszytko jest takie, hmm, spłaszczone. Szkoda, szkoda, szkoda.