To jest chyba jeden z tych filmów, których odbiór mocno zależy od momentu w życiu, w którym się je ogląda (i może nawet dodatkowo od pory roku i pory dnia). Klimat, ujęcia i sposób prowadzenia akcji bez wątpienia "sundance'owy", dialogi też z gatunku tych stylizowanych na wiarygodne, czyli raczej mniej dynamiczne, ale chemia między aktorami i ten rodzaj napięcia, który czuje się czekając na spotkanie które może zmienić przebieg znajomości z jakąś osobą, spowodowały, że zdecydowanie mnie nie znudził, więcej - chyba go zapamiętam, bo wydał mi się cholernie prawdziwy i wartościowy.
A Waterston jest tu przeurocza.
Moim zdaniem bez względu na okoliczności, film jest po prostu bardzo dobry. Wszystko tam jest "lekkie" ale ważne. Młodzi ludzie poszukują o sobie prawdy.
Świetnie interesująco dialogują. Każdy z bohaterów mimo niewątpliwej
błyskotliwości jest w pewien sposób opętany własną wizją Świata ale jest bezradny
wobec rozczarowania spowodowanego złą oceną sytuacji w której się znalazł.
Moją uwagę zwraca nieznany mi wcześniej niezwykle utalentowany Tom OBrien w
każdej roli jako aktor, scenarzysta i reżyser.