Z początku mnie zachęcił klimatem: intymnością, melancholią, oniryczną atmosferą, spokojem w prozaicznych, acz ujmujących scenach z małżeństwem. Przywiódł mi na myśl "Tylko kochankowie przeżyją", a wiedząc, że w filmie pojawi się motyw panteistycznej sekty, oczekiwałam czegoś "kultowego". Jednak z tokiem wydarzeń film przemieniał się coraz bardziej w satanistyczno-okultystyczny obrazek inspirowany wpływem narkotyków. Taki surreal nadaje się bardziej jako background do ćpuńskiej domówki. Dość szybko przestałam nawet próbować ogarniać, o co w tym filmie chodzi.