przed chwilą obejrzałem pierwszy raz. najpierw jest straszna nuda, ale trzy ostatnie utwory są świetne. Cher przerobiona na dawną Lady Gagę przeraża mnie strasznie. ale to najlepsza część filmu. trzy ostatnie utwory są jednak świetne. od piosenki Fernando robi się całkiem inny film. osoba, która ciągle wmawia scenarzystom, że każdy wątek z pierwszej części jakiegoś kinowego hitu musi zostać na siłę domknięty w kolejnej części powinna zostać mocno poturbowana surowym kurczakiem.