Jest trochę nieścisłości pomiędzy obiema częściami. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że uśmiercili Donne - nie spodziewałam się. Również trochę zastanawia mnie to,że w pierwszej części Donna wraz z przyjaciółkami mówi o swojej matce, tak jakby nie żyła, a tu pojawia się w drugiej części.
Taka myśl mi chodzi po głowie, że może dla Donny była martwa bo nigdy nie przejmowała się córką i nie była na zakończeniu studiów itp... Co myślicie?
Wczoraj obejrzałam pierwszą część i było o matce tylko tyle: Donna przyznała się przyjaciółkom do romansów sprzed 21 lat, nazywając siebie ,,little slut", coś takiego. Po czym któraś z pań stwierdziła, że to coś, co powiedziałaby o niej jej matka. A w innej scenie Donna powiedziała córce, że nie mogła wrócić do domu, bo jej matka na wieść o ciąży zabroniła jej tego. Donna musiała więc zostać na wyspie. Zaczęła prowadzić pensjonat, gdy Sophie miała 5 lat.
Z innych wątków na forum wynika, że mówiła, że jej matka wysłała jej z zaświatów facetów, żeby jej dokuczyć. Nie wiem, czy w mojej wersji filmu tłumacz pominął tę kwestię, inaczej ją zapisał czy też mi to umknęło. W każdym razie oglądałam pod kątem drugiej części. Wygląd panów się nie zgadza, kolejność z pamiętnika, a także to, że w 1.części przyjaciółki Donny nie wiedziały o tych romansach, a w 2. wiedziały od samego początku.
W pierwszej części było kilka rozmów na temat relacji Donny-mama. Najpierw koleżanki mówią jej, że gada jak jej matka-"Byłam nieodpowiedzialną zdzi*ą". Później po występie, padło zdanie od Donny "Ktoś tam ma do mnie żal, to moja matka. Cóż za radosna kobieta."-wskazuje palcem do góry, czyli do nieba. Można wywnioskować, że jej matka zmarła. Potem rozmowa z Sopie - "Nie miałam wyboru, nie mogłam wrócić do domu. Kiedy zaszłam w ciążę, mama zabroniła mi wracać."
Mama Donny nie żyje w 1 części.
Już pomiając fakt zmartwychwstania, to tak niespójna postać że nie wiem, tak sobie przyleciała i wszyscy sie cieszą, to mnie totalnie zbilo z tropu, mimo że nie pojawiła się i mało wspominano o matce Donny to i tak jej osoba była dość jasno nakreślona, rzecz jasna dopóki nie przyjechała nieboszczka xD
Myślę że to w wyniku zmiany reżysera... Ten drugi musi dodać coś od siebie, zmienić, czego bardzo nie lubię, bo z takiego powodu sequele tracą i są gorsze. Nie znam żadnej drugiej części, która mogłaby się równać z 1. Więc nie dziwię się Meryl Streep, że nie gra w sequelach, bo są zwykle odgrzewanym kotletem. Ale najwidoczniej ta kontynuacja musi być dobra, skoro wystąpiła na te kilka minut :-D
Mnie sequel rozczarował, ale większości się chyba podobało. Pierwszą część widziałam z 5 razy, w kinie, kilka razy w telewizji i na DVD. Obejrzałam ponownie tuż przed 2.częścią i nadal mnie zachwyca. Druga jest dla mnie słabym filmem i więcej razy nie obejrzę.
Też dziesiątki razy oglądałam "Mamma Mia" i też mi się jeszcze nie znudził :-D Nie oglądałam jeszcze 2 części, ale dlatego Ci się nie podoba, bo aktorzy, muzyka czy historia Cie zawiodła? Tylko bez spojlerów proszę.
Sama historia jest tak nijaka, że właściwie można by to streścić w jednym zdaniu - młoda Donna siedzi na wyspie, jej córka 25 lat później też.
Jeśli chodzi o piosenki, to można je w zasadzie podzielić na 3 grupy: mało znane, których wykonanie, niestety, nie wzbudziło we mnie większych emocji. Następnie: znów te same, co w poprzedniej części, covery największych hitów zespołu. I mała grupka nowych coverów znanych piosenek, w tym po prostu straszne Knowing Me Knowing You, na które czekałam, bo to jedna z moich ulubionych piosenek Abby. Choreografia byla taka sobie, nie podobało mi się odtwarzanie sceny z 1. części, tam się coś zadziało niewymuszenie, tu było widać nawiązanie na siłę.
Wykonania są takie sobie - wiele piosenek śpiewa młoda Donna. Aktorka jest ok, młoda, jeszcze nie tak opatrzona, ale nie ma w sobie ikry Meryl Streep. Śpiewa dość dobrze, uśmiecha się czarująco, ale letnio mi się to oglądało. Prawdziwym koszmarem były wykonania młodszych wersji ,,ojców" Sophie. To Waterloo będzie mi się śnić w koszmarach, ten aktor zwyczajnie nie potrafi śpiewać ani nie ma do tego głosu.
Jeśli chodzi o starą gwardię, to o ile facet Sophie jakoś dał radę 10 lat temu, to teraz śpiewa jeszcze gorzej. W dodatku miałam wrażenie, że aktorzy odgrywający role na planie teraźniejszym są tam wypełniaczem, żeby móc nimi zareklamować film, ale równie dobrze mogłoby ich nie być, poza Sophie, bo i tak nic nie wnosili do fabuły. Pałętali się po planie, można odhaczyć, że byli i dać na plakat.
Nie wspomnę już o nieścisłościach, gdy się porówna obie części, ani o po prostu śmiesznym wątku Cher. To było już zupełnie kuriozalne.