KINO W STANIE CZYSTYM!
Dostrzegam pewne podobieństwo do... "Grawitacji". I tam i tu fabuła - gdyby ją próbować streścić - okazuje się krótka i prosta jak drut. Za to gołym okiem widać, iż długie miesiące (jeśli nie lata) solidnej pracy zostały włożone w to, aby każdy jeden ruch w kadrze precyzyjnie zaplanować i rozrysować: jaka postać i jaki obiekt gdzie się pokaże oraz jak przesunie, jak dokładnie przebiegnie następna walka: kto kogo jak i czym uderzy, kto na kogo pod jakim kątem skoczy oraz kto w jaki sposób się uchroni przed ciosem, etc.
Jedna uwaga lekko krytyczna: Tomowi Hardy'emu chyba ciut brakuje aktorskiej charyzmy młodego Mela Gibsona. To już dawny Markus z "Był sobie chłopiec" stworzył w tym filmie postać ciekawszą.
Tom Hardy ma charyzmę Toma Hardy'ego. Po co mu aparycja gniewnego Mela... Ten Max był zupełnie inny. I ma tak kobiece usta, że miałam wrażenie, czy Theron przy nim to jeszcze kobieta... Specyficzny gość, który zagrał Maxa w karykaturalny sposób:) Jak dla mnie całkiem zabawna postać w tym filmie.
Wreszcie ktoś to dostrzega. Zbyt wielu forumowiczów chciałoby z tego filmu zrobić banalną produkcję jakich pełno. Film z "bogatą fabułą", która zawsze sprowadza się i tak do zabili go i uciekł, film z dialogami, które posuwają tą "bogatą fabułę" do przodu jak w serialach i z typowym pierwszoplanowym action hero, który wszystkich i wszystko rozwala rzucając na lewo i prawo sucharami. Oczywiście na koniec walka z bossem. Bo przecież ten jest superbohaterem, kto walczy na koniec z bossem. Więc dlatego wszystkim się wydaje, że film należy do Theron, choć Hardy przecież miał więcej czasu ekranowego. No ale nie walczył z bossem. I co to była za walka? Taka krótka? I boss nie ma drugiego życia? Jak boss może nie mieć drugiego życia?
Opinia niemoja, ściągnięta z innego forum:
"gra Toma Hardy'ego dorównuje kunsztowi aktorskiemu największych drewniaków pokroju Stevena Seagala, a może nawet ich przebija."
Skoro to nie jest Twoja opinia, to nie ma co z nią polemizować. Opinia jest idiotyczna i tyle.
Steven Seagal we wszystkich zawsze grał jedną postać i była to postać zupełnie inna niż postać Mad Maxa. Więc nie ma tu możliwości porównania. Czym się to drewno Hardego niby objawia? Tym, że mało mówi?
Polecam film "Legend" z Tomem, już niedługo w Polsce, film taki sobie, ale Tom na najwyższych obrotach.
Twierdzenie, jakoby Steven Seagal w ogóle cokolwiek kiedykolwiek grał - idzie chyba zbyt daleko.