PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=95747}

Mad Max: Na drodze gniewu

Mad Max: Fury Road
7,2 214 768
ocen
7,2 10 1 214768
8,5 52
oceny krytyków
Mad Max: Na drodze gniewu
powrót do forum filmu Mad Max: Na drodze gniewu

Zamiast czekać z resztą społeczeństwa na wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich, postanowiłem iść do kina. Wybór padł na produkcję, której autentycznie się bałem. Nie dość, że to kolejna próba odświeżenia czegoś, co było dobre w latach osiemdziesiątych, to jeszcze film akcji miał robić reżyser oryginalnych Mad Maxów. Facet, który kręci jeden film na kilka lat, a jego ostatnie hity to Babe – świnka w mieście i dwie części Happy Feet: Tupot małych stóp. Tyle z oczekiwań. Po seansie byłem oszołomiony i bardzo szczęśliwy, że zamiast słuchania Dudy czy Komorowskiego wybrałem Mad Maxa. Geroge Miller na prezydenta!

Zaczyna się charakterystycznym kadrem. Główny bohater stoi na pustkowiu, tyłem do kamery. Po chwili odpala ryczące V8 w swoim aucie, akcja rusza z kopyta i nie zatrzymuje się przez dwie godziny. Fabuła jest szczątkowa, opowiedziana obrazami wybuchów, pościgów i szczątkowych dialogów. Serio, wszystkie teksty zmieściłyby się w szesnastokartkowym zeszycie. Nolan pewnie się za głowę łapie, bo u niego jedna scena ma więcej mamlania jęzorem i tłumaczenia widzowi o co chodzi niż cały film Millera. Wielki i zły Nieśmiertelny Joe prowadzi na pustkowiu państewko swoich wyznawców – Trepów i reszty ludzkich odpadków, które szukają przetrwania. Cały system opiera się o benzynę i wodę, której Joe ma pod dostatkiem. Jego podwładną jest Furiosa, wojowniczka, która decyduje, że musi uwolnić siebie i nałożnice tyrana. Zaczyna się pościg po pustynnych bezdrożach, a w sam środek trochę przypadkowo zostaje rzucony tytułowy bohater.

Mad Max: Fury Road to staro-szkolne kino w najlepszym stylu. Post-apokalipsa w turbodoładowanym wydaniu! Żadnego CGI, żadnych plastikowych efektów specjalnych. Wszystko jest żywe, namacalne i zabójcze. Samochody obudowane kolcami, wysięgnikami i narzędziami zniszczenia. Ryczące swoimi V8-kami, ziejące ogniem, oblepione krwią, piachem i smarem. W kinie niemal czuć swąd spalin i trzaskanie piasku w zębach. No i jak to jest nakręcone! Wszystkie sztuczki jakie znało kino przed epoką komputerów zebrane w jednej produkcji i wykorzystane z niesamowitym wyczuciem. Spowolnienia, szerokie kadry, przyśpieszenia – dynamika scen ani na chwilę nie siada i najważniejsze – nie nuży. Wiele filmów rozciągając sceny walk na 20 minut po prostu nie daje rady utrzymać widza w ciągłym skupieniu. Miller potrafi zrobić sekwencję, która wydaje się nie mieć końca, a ja chciałem więcej i więcej. Pościgi samochodowe, walki wręcz, kraksy, wybuchy, bomby, zasadzki. Ani na chwilę nie opadł mi poziom adrenaliny (benzyny?) w krwiobiegu. Tam gdzie trzeba zwolnić tempo też jest ciekawie. Czasem Max po prostu znika i wraca cały we krwi. Co się stało? Niech ci wyobraźnia podpowie drogi widzu.

Osobne słowa uznania dla Charlize Theron. Wbrew tytułowi to ona wydaje mi się główną bohaterką filmu. Ten zresztą ma dość mocny wydźwięk feministyczny. Traktowane przedmiotowo kobiety wyrywają się z niewoli i gotowe są ginąć walcząc o wolność. Czapki z głów przed scenarzystami, a wszyscy inni niech się uczą jak zrobić mocne żeńskie postaci bez nadawania im karykaturalnych cech. Furiosa to wojowniczka z krwi i kości, a jednocześnie ani przez chwilę nie traci swojej kobiecości. Tom Hardy też wypada nieźle, ale z uwagi na tak poprowadzoną historię jest praktycznie bohaterem drugoplanowym. Świetnie pokazano traumę i problemy psychiczne Maxa. Majaki, omamy i niedomówienia. Można się domyślać co go tak prześladuje, ale nic nie jest widzowi podane na tacy.

Szczątkowo zarysowaną fabułę spaja niesamowity i gęsty klimat. Nie jest to tak dołujące „postapo” jak „Droga” McCarthy’ego, ale na każdym kroku widać, że każdy tu jest skazany na siebie. Jedyny instynkt jaki pozostał ludziom to instynkt przetrwania. Bez względu na koszty. W kilku miejscach bohaterowie zamiast rozmawiać wykonują proste gesty albo mruczą i powarkują. Regres ludzkości jest wręcz namacalny. Trepy święcie wierzą w boską moc Joe’go, co daje nam jedną z najlepszych scen w filmie. Bez przesadnych spojlerów – kiedy usłyszałem „witness me!” szczęka opadła mi do samej ziemi. Nie zabrakło też madmaxowej przesady i groteski. Jeden z pojazdów to zagrzewający do walki to kolos z sześcioma wielkimi bębnami. Z przodu zaś ma kilkanaście wielkich głośników, a na środku do walki na żywo przygrywa facet na dwu-gryfowej gitarze ziejącej ogniem. Szaleństwo i przesada w czystej postaci. A propos gitary jeszcze. Raz słyszymy zwariowany rock i metal z lat osiemdziesiątych, a kiedy indziej liryczne melodie na fortepianie czy skrzypcach.

George Miller dokonał niemożliwego. Ten film nie ma słabych stron. W czasach kiedy słaby remake przeplata się z jeszcze słabszym, reżyser stworzył arcydzieło. Film lepszy niż wszystkie trzy części, jakie wcześniej popełnił. A to wyczyn, bo jedynka i dwójka mają przecież status kultowych. Wyobrażacie sobie, że nowe Gwiezdne wojny będą lepsze niż Imperium kontratakuje? Że nowy Indiana Jones przebije Poszukiwaczy zaginionej arki? Właśnie tak dobry jest nowy Mad Max. Nie żeruje finansowo na swojej legendzie. Wynosi ją na zupełnie nowy poziom. Chylę czoła panie Miller.

http://zabimokiem.pl/george-miller-na-prezydenta/

ocenił(a) film na 10
SithFrog

Nie dość, że zgadzam się z całością wpisu, to kilka zdań spokojnie sama kiedyś gdzieś wypowiedziałam rozmawiając o MMFR , jak chociażby "Furiosa to wojowniczka z krwi i kości, a jednocześnie ani przez chwilę nie traci swojej kobiecości."
To mi się okrutnie podobało, że Millerowi udało się stworzyć postaci kobiecie, które nie popadały w skrajność: albo krucha dziewuszka, nimfetka, niewinna i naiwna i trzeba ją wiecznie ratować, albo jakaś super wygimnastykowana wojowniczka w lateksie, z ciętą ripostą na każdą okazję.
Bardzo wymowna jest scena, kiedy Max oddaje Furiosie strzał do nadjeżdżającego gościa, ona opiera broń o jego ramię, każe wstrzymać oddech, strzela ... oddaje mu broń. Żadnego głupiego wprowadzania nas w ten moment, w postaci wcześniejszych przekomarzanek "Jestem od ciebie lepszym strzelcem" "Łeeee tam, baba strzelcem pffff" by po wspomnianej scenie: "Ha! Widzisz, jestem od ciebie lepsza! #GirlPower"
Bez zbędnego gadania, wprowadzania nas za rączkę. Miller wrzucił widza od razu w wir akcji, potraktował jak dorosłego, któremu nie trzeba wszystkiego od a do z tłumaczyć po raz milionowy. Nie opowiadał rzeczy, których nie trzeba było opowiadać. Jesteśmy już w większości dorosłymi ludźmi, którzy niejeden film w życiu widzieli. Tu naprawdę można sobie dośpiewać oczywistości. Zamiast tego dostaliśmy masę szaleństwa z Doof Warriorem jako wisienką na torcie. U mnie w kinie, jak byłam drugi raz, ludzie wiwatowali na jego widok :)

ocenił(a) film na 10
Kasiek_haz

"Bardzo wymowna jest scena, kiedy Max oddaje Furiosie strzał do nadjeżdżającego gościa, ona opiera broń o jego ramię, każe wstrzymać oddech, strzela ... oddaje mu broń. Żadnego głupiego wprowadzania nas w ten moment, w postaci wcześniejszych przekomarzanek "Jestem od ciebie lepszym strzelcem" "Łeeee tam, baba strzelcem pffff" by po wspomnianej scenie: "Ha! Widzisz, jestem od ciebie lepsza! #GirlPower""

Dokładnie tak by to wyglądało gdyby film robili spece z obecnej generacji Holywood.

"Miller wrzucił widza od razu w wir akcji, potraktował jak dorosłego, któremu nie trzeba wszystkiego od a do z tłumaczyć po raz milionowy. Nie opowiadał rzeczy, których nie trzeba było opowiadać. Jesteśmy już w większości dorosłymi ludźmi, którzy niejeden film w życiu widzieli. Tu naprawdę można sobie dośpiewać oczywistości."

Powiedz to Nolanowi. Jego dwa ostatnie filmy pod tym kątem to dramat, a Interstellar to już katastrofa. Monolog Matta Damona nad rzucającym się Matthew? Miałem wrażenie, że facet miał xle oznaczony skrypt i prócz swoich kwestii przeczytał tez didaskalia.

Doof Warrior to już praktycznie symbol tego filmu :)

Podobało mi się jeszcze jedno, a nie wspomniałem o tym wcześniej. Scena z pojazdem na gąsienicach. Mad Max odchodzi w ciemność "załatwić problem". Wybuch w oddali, wraca obryzgany krwią. Każdy inny reżyser pokazałby nam jak się Max na nich zasadza, a potem pięciominutowa strzelanina-walka wręcz-jazda samochodem z milionem ćwierć-sekundowych, dynamicznych ujęć. A Miller pokazał jak Max idzie, a potem wraca. Problem rozwiązał, domyśl się jak bardzo krwawo. Proste, genialne i pobudza wyobraźnię w kinie, zamiast podawać wszystko na talerzu.

ocenił(a) film na 10
SithFrog

Nolana lubię na tyle, że wolę Interstellara nie oglądać. Rozbroił mnie tekst o czytaniu didaskaliów :)
Ogólnie ciekawość mnie zżera, ale długość tego filmu i fakt, że muszą w nim gadać i gadać działa mocno na niekorzyść. W ogóle nie wiem co się Nolanowi stało? Z każdym kolejnym filmem coraz bardziej się hollywoodyzuje ;/, chociażby na przykładzie samych Batmanów: Begins - czad. The Dark Knight Rises - meh.
Ale i tak lepszy on niż ta nowa "generacja CGI".

"Proste, genialne i pobudza wyobraźnię w kinie, zamiast podawać wszystko na talerzu."
O MMFR mówi się, że to film, na którym trzeba przestać myśleć i można się dobrze bawić. Niby tak, bo to czysta, dwugodzinna jazda na pełnym gazie. Jednak, ten film wymaga od widza używania mózgu, a właściwie umiejętności kojarzenia faktów, wyciągania wniosków i uruchomienia wyobraźni. Scena o której wspominasz - poszedł, coś grzmotnęło, wraca utaplany krwią. Wyobraźnia pracuje. Czy chcę wiedzieć co tam się stało? Tak. Czy chcę, żeby Miller mi to pokazał krok po kroku? Nie! Bo to, czego nie widzimy;, to, co jest owiane tajemnicą jest najbardziej intrygujące. Max po tej scenie jest odrobinę ciekawszy, bo - skrywa kolejną tajemnicę.

Albo sprawa jego przeszłości. Max nie jest pierwszym i jedynym bohaterem w popkulturze, który stracił rodzinę. My to wiemy, my to już widzieliśmy! To, co inny reżyser opowiadałby półgodzinnym wstępem, MIller zamknął w zdaniu "Ścigany przez tych, których nie mogłem uratować" i kilku mirko flashbackach. Tu wystarczy dodać 2 do 2 i wszystko jest jasne.
W ogóle każdy szczegół to historia. To jak bohater jest ubrany, jak się zachowuje, jak reaguje, w końcu czym jeździ! Nawet tak wydawałoby się mało ważne postaci jak Slit, mają swoje imiona, charaktery, historie. Film nie robi z nich jednak osi fabularnej, ale rzucając nas na głęboką wodę, wśród tych wszystkich ludzi sprawia, że ja chcę o nich wiedzieć więcej! O każdym. Nux, Slit, Doof, Rictus, Bullet Farmer i Ludożerca są świetni. O nich się rozmawia i ich się pamięta, mimo, że (poza Nuxem) reszta pojawia się wręcz symbolicznie.

Mam dość oglądania jak wujek Ben umiera, jak umierają rodzice Bruce'a Wayne'a, jak protagoniście zły niedobry villan zabija rodzinę i/lub pali rodzinną wioskę., jak dobry policjant zostaje zamordowany ostatniego dnia przed emeryturą ... chwała więc Millerowi za jego Maxa!

ocenił(a) film na 10
Kasiek_haz

Też bardzo lubię Nolana i też widzę regres. Może niekoniecznie "holywoodyzacja", ale jakiś bezkrytyczny samozachwyt i robienie wszystkiego z wielką przesadą. W każdym razie uważam, że trzeba zobaczyć Interstellar. Ten film bardzo mocno polaryzuje ludzi, nikogo nie zostawia obojętnym, warto wyrobić sobie własne zdanie.

"Mam dość oglądania jak wujek Ben umiera, jak umierają rodzice Bruce'a Wayne'a, jak protagoniście zły niedobry villan zabija rodzinę i/lub pali rodzinną wioskę., jak dobry policjant zostaje zamordowany ostatniego dnia przed emeryturą ... chwała więc Millerowi za jego Maxa!"

+ milion

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones