De facto to ona jest główną bohaterką i najbardziej wyrazistą postacią. Cała (szczątkowa zresztą) fabuła i tak dotyczy jej i tych kobiet, które uwolniła. Max jest postacią na doczepkę, jak tak to w każdym razie odbieram. Film mi się wprawdzie nawet w miarę podobał, ale reżyser zdecydowanie przesadził z ilością scen pościgów i walki. O ile w Mad Max 2 sceny akcji i te "spokojniejsze" były w świetnej proporcji, tak tu czuć lekką przesadę. Nasuwa mi się porównanie do Shoot 'Em Up z Clive'm Owenem - tam też film był w zasadzie jedną niekończącą się nawalanką. Od Mad Maxa oczekuję jednak czegoś więcej. O ile wizualnie film przedstawia się świetnie, o tyle zbyt duży natłok scen akcji psuje mi nieco klimat.
No i ten Max, który jest tu jakby na siłę. W żadnej ze wcześniejszych odsłon serii z Melem Gibsonem Max nie był tak mało wyrazisty. I nie mam tu nawet pretensji do Hardy'ego, to raczej wina scenariusza.
Tylko, że Mad Max i tak ma najwięcej czasu ekranowego. A natężenie akcji filmu jest przyczyną jego sukcesu.
Ok, no więc najwięcej go pokazali. Ale nie przekonuje jako główna (podobno) postać. A sukces filmu (nie twierdzę, że nie zasłużony, bo na tle większości ostatnich produkcji Mad Max Fury Road wypada świetnie) nie zmienia faktu, że to nie jest do końca "ten" Mad Max, o którego mi chodziło. Tym niemniej biorę pod uwagę fakt, że to film twórcy oryginalnego Mad Maxa, więc jeśli on chce zmienić konwencję, to jego prawo. Po zastanowieniu zmieniam jednak ocenę na 8/10 (ale oceniam film jako zupełnie odrębny od wcześniejszej serii Mad Max). Pozdrawiam
Ja tam lubię takich małomównych, gburowatych ale konkretnych bohaterów. No i mimika Hardy'ego robi swoje ;)
Słuszna uwaga. należało by wykreślic z tytuły słowa "Mad max" bo ten film nie ma z MM nic wspólnego. Gdyby dali "Furiosa", wszystko byłoby jakoś w miarę... Ale ten film i tak jest denny. Gwoździem do trumny - u mnie - okazała się dialogowa ścieżka dźwiękowa. Czy naprawdę musieli dialogi nagrywać w studio? Nie dość że film jest nudny, to ta ścieżka dodatkowo zabiła jakikolwiek realizm.
jedyna scena, przy której na chwilę zapomniałem, że to gniot, to scena na tych błotach - z drzewem i krukami.