Ale zagrali na średnio. Film miałem na jakimś zwalonym DVD, które miało obraz beznadziejny(przez co mi się gorzej oglądało). Myślę, że Ci się spodoba(a spodoba jeszcze bardziej jeśli lubisz jazz). Coś jak amatorska i słabsza próba stworzenia "Nolanowskiego"(albo innego dziwnego) filmu.
Tylko, że jak powstawał ten film, pojęcie kina "Nolanowskiego" nie istniało (o ile w ogóle można o nim mówić dzisiaj). A jeśli chodzi o aktorstwo - Keitel mnie nie zawiódł.
A co to znaczy "Nolanowskiego"? Zdaję sobie sprawę, że chodziło Ci o filmy Christophera Nolana, ale co miałem na myśli odnośnie jego filmów.
no cóż, kwestia gustu... dla mnie Keitel doskonały, tym bardziej, że inna rola niż większość, a Sorvino urocza. Poza tym Dafoe tradycyjnie świetny