"Lecą żurawie" miał kilka lat temu na FilmWebie średnią 8,8 a dzisiaj już tylko 8,0... Gust Polaków z roku na rok coraz gorszy...
Panowie, nie narzekajmy. 8/10 to wręcz rewelacyjna ocena jak na tak stary film (wszak dla dzisiejszej gawiedzi stare = złe) i produkcję made in CCCP (bo wszystko, co ze wschodu, jest w Polszy z góry naznaczone piętnem potępienia). Swoją drogą, ja raczej nie narzekałbym na gust Polaków w tym przypadku... Raczej niecne słowa prą mi się na usta, gdy widzę, że wybitny gruziński film Pokuta z 1984 roku, niosący ze sobą taki ładunek przesłania, ze nie da się go ogarnąć za jednym obejrzeniem filmu, ma niższą ocenę do tego łzawego romansidła (jakkolwiek technicznie bdb zrealizowanego i scenariuszowo dobrze pomyślanego, ale jednak romansidła)
Romansidło romansidłem- doskonałe! Gdyby dzisiaj kręcili podobne filmy...
P.S. Zaraz sięgam po film przez Ciebie wspomniany.
Cieszę się niezmiernie. Jeśli jeszcze nie znalazłeś tego filmu - całość z polskim lektorem jest na YouTube.
I zgoda co do tego, że lepsze są romansidła w stylu "Lecą żurawie" niż w stylu "Ciacho" lub "Och Karol" ;)
To romansidło nie może być wybitne? Cały witz na tym polega, by zwrócić uwagę nie na to, co tu się opowiada, ale jak się to robi. Jeśli chodzi o wywoływanie mocnych, wyrazistych emocji jedynie za pomocą zdjęć, montażu i muzyki, ten film nie ma sobie równych. Jakże wspaniale łączy w sobie charakterystyczną dla jednego nurtu radzieckiego kina paradokumentalną surowość, z typową dla innych twórców ekspresjonistyczną przesadą, nie bojąc się przy tym sięgać do środków typowo hollywoodzkich, niejednokrotnie już wtedy passe, przywracając im świetność. Cudo. Nie dziwię się, że doceniono go właśnie w Cannes (już nawet pomijając tradycyjną francuską sympatię dla wszystkiego, co lewicowe) - Francuzi zawsze wykazywali zamiłowanie do wyrazistego stylu.