W prologu, narrator opowiada nam o diabolicznym kulcie voodoo którego wyznawcy urzędują na wyspie Korbai (nie wiem czy ta wyspa istnieje naprawdę). Na ten skrawek ziemi przybywają kapitan Labesche, który ma za misje postawić na nogi rozpity garnizon policji, oraz Anabell która odwiedza swego wuja ( zmęczony Karloff ). W między czasie dochodzi do morderstw dokonywanych przez obsypanych niebieskawym pudrem zombich. Kapitan postanawia położyć kres kultowi Dambullah.
Cały ten ,,kult'' przypomina kiepski kabaret. Czego tam nie ma:
-Roześmiany karzeł w ciemnych okularach, odcina (naprawdę) głowę kurze i tańcuje nad grobem, wskrzeszając umarlaka.
- Kapłanka (Yolanda Montes), tańczy taniec brzucha owinięta wężem, i potrafi podpalać suche liście spojrzeniem.
-,,Świątynia'' voodoo obwieszona jest szkieletorami i pajęczynami.
Do tego Anabell śni się jej sobowtór, który ssie głowę żywego węża i uśmiecha się do niej. Fantazja poniosła twórców, lecz niestety efektem końcowym jest pozbawione rytmu i klimatu kuriozum.
PS- Z filmu dowiedziałem się że, alkohol jest przyczyną 99,2% grzechów na świecie.