Nie sądziłem, że będę musiał pisać coś na temat tej produkcji. (Słowo ,,musiał" to tylko tak w moim przekonaniu). Do tego filmu podszedłem z dużą dozą ostrożności. Ocena na FW mnie nie zachęciła (ale przecież nie od wczoraj wiadomo, że ocena to rzecz subiektywna tutaj, bo każdy ma własną i ciężko temu zaprzeczyć).
Spodobały mi się porównania do Shreka (no bo w końcu kto by tej bajki nie kochał), zainteresował mnie również temat klątwy miłości. Wydaje mi się jednak, że to wszystko dałoby się lepiej zrobić bez nawiązania do Shreka i spróbowania stworzenia czegoś nieco bardziej oryginalnego. Wiadomo nie ma tu jakoś strasznie sporych zrzynek z postaci (bo nawet charaktery mają inne i w ogóle, ale czuć, że np w dialogach starano się przemycić co nie co...no nie...nie wyszło niestety i momentami dialogi są naprawdę żenujące; choć istnieje kilka przypadków kiedy są nawet dobre
1)Rozmowy Czarusia z Ojcem (totalnie na plus)
2)Rozmowa z Katem fizjoterapeutą...kurde...ten typo się pojawił tylko na chwilę, no ale mi to on normalnie skradł serce.
3)Rozmowy z Laurą (Leonem) są fajne aczkolwiek niestety tylko tyle...strasznie irytował mnie natomiast jej strój, ten wąs (kurde jakby nie mogła chodzić w płaszczu i być tajemnicza jak Arragorn w pierwszej części Władcy Pierścieni.
Co do postaci i wymian zdań między nimi to tyle. Co do sposobu poprowadzenia fabuły mam kilka ale, bo momentami film mnie nudził, ale od 27 minuty od końca (albo jeszcze lekko wcześniej) kiedy bohater się załamał i postanowił popełnić samobójstwo zrobił się bardzo ciekawie...szkoda tylko, że dopiero pod koniec.
Ja wiem, że postać miała być arogancka i w ogóle, a przez to miała cierpieć; ale możliwe że z tego powodu po prostu ciężko było się z nią utożsamić i śledzić jej losy, a szkoda bo produkcja porusza bardzo uniwersalny temat jaką jest miłość.