Myślę, że tym co dla Pacino jest "88 minut" tym dla Nicholsona jest "Krew i wino". Nie widziałem wszystkich filmów z Nicholsonem, ale myślę, że gdyby on sam mógł któryś ze swoich filmów zakopać głęboko pod ziemię to byłoby nim "Krew i wino".
Brak składu, mdła, nieczytelna, wołająca o pomstę do nieba gra aktorów, naciągana do bólu historia, finałowa scena przerysowana do granic możliwości.
Jedyną rzeczą wartą zapamiętania to choroba Victora tak jakby reżyser osobiście chciał przestrzec przed paleniem papierosów.
Film znalazłem jako dodatek w jednym z damskich tygodników i szczerze mówiąc - powinien tam pozostać. Szczerze odradzam.