Dwóch braci otrzymuje wiadomość o śmierci ojca. Mimo, że niespecjalnie go lubili (nie bez powodu), wyruszają w rodzinne strony z nadzieją na otrzymanie spadku. Na miejscu nie zastają wcale ceremonii pogrzebowej, a kobietę, która uważa, że jest ich siostrą z innego małżeństwa. Zaś o ojcu słuch zaginął. Wspólnie wyruszają na poszukiwania.
Mimo kraju produkcji, "Klub żałobnika" przypomina raczej amerykańskie komedyjki, jakie Polsat zwykł puszczać w porze popołudniowej. Nie ma tu zbyt dobrych dowcipów, wciągającej fabuły oraz wielowymiarowych postaci. Jest za to fajny klimat, troszkę zahaczający o familijne kino epoki VHS, a do tego soundtrack również kojarzący się z tamtymi czasami. Obecność Ludivine Sagnier na ekranie też robi swoje (czytaj: przykuwa uwagę męskiej części publiczności).
Zobaczyć można. W sam raz na nudny wieczór. Ale tylko gdy nie będziemy mieli już zupełnie nic do obejrzenia.