Obejrzałem wczoraj. Osobiście raczej odradzam. Ten film to trochę tak, jakby ktoś chciał połączyć Zakochany Nowy Jork z Jagodową miłością. Ale o ile w pierwszym podobała mi się wielowątkowość i gra aktorska, w drugim natomiast piosenki (ich autorka nawet grała w filmie), tak Cafe jakoś do mnie nie przemówiło. Bo tak naprawdę co ma nas tu wciągnąć i zaskoczyć? Wątek romantyczny pomiędzy człowiekiem-myszą za ladą i aniołem w ludzkiej postaci która tkwi w toksycznym związku i chyba tylko Ona nie dostrzega że kolega z pracy jest w niej zadurzony po uszy? Koleś który jest tym złym, ale jednak pomaga barmance? Spotkanie z Bogiem pod postacią dziewczynki? Czasami infantylność tego filmu aż boli. To trochę tak, jakby reżyser obejrzał parę filmów, coś tam w głowie sobie posklejał, i wykrzyknął - ale mam super pomysł na film. Połączę to wszystko w jedno, skoro tam się sprzedało, to po połączeniu będzie jeszcze lepsze. Nie jest.
Jeżeli ktoś wydaje pieniądze, zwołuje ekipę filmową, aktorów, a potem to wszystko filmuje, to musi mieć w tym chyba jakiś cel. Coś co chce mniej lub bardziej udolnie przekazać światu, no chyba że kręci Straszny Film :). Moje pytanie było spowodowane tym, że za groma nie wiedziałem co chciał mi reżyser tego filmy powiedzieć. Pozdrawiam.