Bardzo cenię sobie twórczość młodszego z braci Scottów. Jego filmy zawsze są wciągające, świetnie zmontowane i jakoś nie czuć w nich płytkości i banału jaki często płynie z filmów choćby sensacyjnych. Ten obraz jak się można domyślić to wszystko posiada, choć to nie ma coś w zanadrzu. Hans Zimmer udowadnia nam po raz setny, że jest jednym z najwybitniejszych, jak nie najwybitniejszym kompozytorem muzyki filmowej. Potrafi doskonale bawić się naszymi emocjami przy pomocy różnych naprawdę, przeróżnych melodii. Ścieżka dźwiękowa z "Karmazynowego Przypływu" jest tak samo świetna jak ta z "Rain Mana", a obie przecież bardzo się różnią. Jednak rola Denzela Washingtona nie wiele różni się od tych granych choćby w "Johnie Q" czy "Wyścigu z czasem". Ogólnie standardzik na poziomie. Dużo pracy na ekranie miał za to Gene Hackman. Facet który musiał zmierzyć się z nie lada konfliktem, wyszedł z opresji obronną "aktorska ręką". Lubię gdy on się złości, ale cieszy mnie to iż nie ogranicza się on tylko do czarnych charakterów jak choćby Christopher Walken. Reżyser wydusił ile się tyko dało ze scenariusza, tworząc kapitalna formę rozrywki. Zero nudy i piękne widoki na ekranie to już wizytówka Tonego, mam nadzieje że podobnie będzie z jego najnowszym obrazem "Deja vu". Rozrywka od najlepszych...9/10