Zabrałem się do tego filmu z dobrą wolą i bez specjalnych oczekiwań. Lubię Marvela, zaczytywałem się w komiksach. Ok. KA to w sumie smutny koleś w tym uniwersum, ale warto dać mu szansę. No i co widzę: nasz słodziutki superbohaterek w niebieskim trykociku ratuje świat zagrożony przez super-hiper-tajną złą organizację spect.. ups cobr.. eee też nie. Nieważne. Jedną z licznych super-tajnych i złych organizacji. Oczywiście z pomocą przyjaciół, niepomny przeszkód... OK. dalej nie piszę, bo zdradziłbym jakże odkrywczą fabułę. Przecież nie będę psuć niespodzianki. Wokół wszystko piknie wybucha, jest mnóstwo pościgów, kule (rakiety, granaty, bomby różnego kalibru) latają stadami. Ale chyba mają jakiś problem z keczupem w USA, albo ta broń jakaś wybrakowana - bo sztucznej krwi przez cały film to i do porcji polskich frytek nie wystarczy... Boże, niech już ktoś skróci cierpienia naszego patriotycznego blondaska i go w końcu wykończy. Ktokolwiek?... Ech...
Ale żarty na bok. Da się zrobić dobre ekranizacje komiksów. Batmany (także te stare). Iron Man. Genialni Strażnicy Galaktyki. Więc jak to się dzieje, że to samo studio zalicza tak beznadziejną, wysokobudżetową katastrofę?
Jedna dodatkowa gwiazdka ode mnie jedynie za efekty dźwiękowe (o ile korzystacie z 5.1 z dobrym sub) i dość przyzwoitą muzykę do filmu. Jeżeli kochacie Kapitana Amerykę i bezkrytycznie uwielbiacie wszystkie ekranizacje Marvela - możecie jeszcze ze dwie gwiazdki dodać. Ale jeżeli chcecie obejrzeć jakąś ekranizację komiksu - to dobry Boże - nie zaczynajcie od Kapitanów (ani 1 ani 2).