Dzisiaj "obejrzałam" trzy pierwsze części i żałuję. Wszystkie trzy do połowy. Po prostu nie dało się
tego oglądać. Dwie pierwsze części strasznie nudne, a trzecia, moja ulubiona, najbardziej mnie
zawiodła. Nie oddaje klimatu książki, ekranizacja została okrojona nawet, moim zdaniem, z
bardzo ważnych faktów - postać Agnes strasznie przekłamana, a to właśnie ona nadaje mroczny i
tragiczny klimat całości. Film może chyba jedynie zadowolić tych nieczytających wcześniej książki.
Pozostałych będzie strasznie denerwować. A tak na koniec - para głównych postaci wizualnie -
MASAKRA. Nawet Mellberg wygląda o niebo lepiej niż powinien - bez swojej "pożyczki". Mam
nadzieję, że mój umysł wymaże ich twarze i znowu będą tacy jak w mojej wyobraźni. Żałuję i
jeszcze raz nie polecam dla czytelników.
Nie zawiodłem się na skandynawach ! W ich filmach jest specyficzny, niepowtarzalny klimat i całe szczęście, że idą własną droga. Dosyć mam mam już filmowych amerykańskich knotów i tych którzy się na nich wzorują zatracając swoją osobowość. Skandynawskie kino nie jest łatwe w odbiorze ale ma coś w sobie magicznego co powoduje, że oglądam ich filmy z zaciekawieniem. Daję 6/10 !!!
Tylko 6? Moim zdaniem film jest świetny!
Może faktycznie dla tych, którzy nie czytali książki, jak pisze rosamonika. Ja nie czytałam.
Fabuła fascynująca, akcja wcale nie musi strzelać fajerwerkami, żeby zbudować klimat pełen napięcia. Choć z pozoru toczy się ona leniwie (ta akcja), pod tym spokojnym nurtem kryje się inny - mroczny, wzburzony, pełen pasji i namiętności.
Dziwią mnie opinie, w których czytam, że to gniot, nic się nie dzieje itd. Dla widzów przyzyczajonych do amerykańskich produkcji, gdzie napięcie dramatyczne buduje się za pomocą łomotu, wrzasku, dobitnych grymasów i szalonych ujęć, od których dostaje się oczopląsu, może faktycznie nic się nie dzieje?
Komuś tam plączą się wątki - chyba trzeba przed każdym z nich wstawiać napis "ileś dni/miesięcy/lat wcześniej/później" - bo bez wyłożenia kawy na ławę nie umie włączyć mózgu, nie dostrzega tropów, które ma przed oczami (ot, choćby wisiorek Agnes) i stwierdza beztrosko "gniot!"
Seria Goessensa jest i tak lepsza, niż "Morderstwa we Fjallbace", gdzie całkowicie wypacza się treść książek.
Dziś skończyłam książkę i od razu "wzięłam się" za film. Całkowicie zgadzam się z tym, że postać Agnes została przedstawiona fatalnie. Gdzieś umknęła twórcom jej umiejętność manipulacji oraz okrucieństwo. Postać Mary również mnie rozczarowała. Mam wrażenie, że opuszczono bardzo ważne wątki. Żeby nie było, że tylko marudzę, to widoki zapierające dech w piersiach, Martin całkiem przystojny, a tytułowego kamieniarza brałabym za męża bez gadania ;)