film świetny, ale nie zrozumiałem zakończenia. Wyraźnie widać, że John Doe jest na siłę wciągany do vana, zapiera się przy tym. Dodatkowo po wybuchu słyszymy krzyki i jęki poszkodowanych. Co chciał reżyser powiedzieć poprzez tą scenę? Że jednak wszystko Johnowi wymknęło się spod kontroli i to nie on już przewodzi powstaniem tylko Murray?
Też mnie właśnie końcówka zastanawiała, wyraźnie było słychać jak podczas wybuchu ucierpieli jego zwolennicy, ktoś krzyczał: "myy leeeg!".
Znaczyło to że grupa jego fanów nie rozumiała jego przesłania, patrzyli na niego jak na idola podczas gdy on patrzył na siebie jak na zwykły element ruchu i pogodził się już ze swoim losem. W wyniku idealizacji Johna Doe jego idea legła w gruzach, gdy ginąć zaczęli niewinni ludzie.
Chciał dobrze, a wyszło jak zawsze.Czasami lepiej działać w ukryciu, niż uzewnętrzniać się z tym w mediach, bo na świecie pełno jest popaprańców, którzy mogą opacznie zrozumieć pewne idee i zacząć robić coś zupełnie odmiennego.Niby chciał uświadomić ludzi, żeby wzięli sprawy we własne ręce, ale jest to droga donikąd, bo do takiej roboty potrzeba mądrych ludzi, którzy nie popełniają błędów i nie są skorzy do nadużyć, że np. sąsiad mu naubliżał, to go kropnie, bo to zły człowiek.Ci na końcu to niekoniecznie byli jego zwolennicy, a że mieli maski, to nic dziwnego.
Zastanawiam się, czy po ostatniej scenie jego zwolennicy nie kwalifikują się na jego przyszłe .... cele (?)
Hitler też chciał dobrze. W jego mniemaniu żydzi byli źli. Chciał się ich pozbyć tak jak John przestępców.
Czy Żydzi jako naród byli mordercami, gwałcicielami, etc? No właśnie. Użyłeś Hitlera jako kretyński przykład.