PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=583232}

Jeszcze dłuższe zaręczyny

The Five-Year Engagement
5,8 29 970
ocen
5,8 10 1 29970
6,1 11
ocen krytyków
Jeszcze dłuższe zaręczyny
powrót do forum filmu Jeszcze dłuższe zaręczyny

Film jest o egoizmie

ocenił(a) film na 4

A konkretnie o związku, w którym jedna osoba wie, na czym polega miłość, a druga powtarza "kocham", nie mając pojęcia, co to słowo znaczy. I mógłby z tego być dobry, trudny film, nawet i gorzka komedia, gdyby tylko twórcy wiedzieli, jaką opowieść właściwie snują.
Tymczasem nic nie wskazuje, by zdawali sobie sprawę, jak zepsutą, pustą i złą, a może przede wszystkim głupią i ślepą jest postać Violet. W finale bohaterka ani nie zostaje zgodnie z prawami kina ukarana, ani nie zdaje się uczyć czegokolwiek. Co najwyżej dała się idiotka wreszcie przekonać, z czego będzie miała największą KORZYŚĆ. I to jest happy end...
Film z tego powodu drażni i ogląda się go z rosnącą przykrością, stąd końcowa ocena. Na plus należy zapisać, budzącą współczucie (politowanie) postać Toma i zakończenie, ładnie wyśmiewające kult weselnej otoczki.
Jeśli jednak uznać mój wywód za nadinterpretacje (czyt. niepotrzebne marudzenie) można dodać sobie spokojnie dwa punkty. W takim układzie 6/10 za komedyjkę o sympatycznym naiwniaku zakochanym w debilce.

Exebeche

Nie można było tego lepiej ująć.

ocenił(a) film na 4
kasjaf

Zgadzam się! Czekałam na moment, kiedy Violet w końcu wpadnie na to, jak strasznie się zachowała w stosunku do partnera. Że było to bardzo niesprawiedliwe. Ale widocznie, za dużo wymagamy ;| Była bardzo egoistyczna - we wszystkim (nawet, gdy powiedziała o pocałunku z profesorkiem). Uważam, że mógłby to być bardzo dobry film - szczególnie, że Jason jest świetny w takich rolach, ale po 124 minutach seansu jestem wykończona ;/
Moja mama zawsze powtarza mi, że prawdziwa miłość polega na wyrzeczeniach i chyba ma rację ;p

ocenił(a) film na 5
Exebeche

Też się zgadzam.
Tom poświecił dla Violet karierę, a ją nawet nie obchodziło jak się czuję w nowym miejscu.
Zrobiła z tego człowieka wraka i nawet tego nie zauważyła aż do czasu kiedy Tom zjadł starego pączka.
Ale jest to raczej film komediowy (choć z dziwnym poczuciem humoru) więc nie można tak na serio nie znosić tej bohaterki .
Wydaje mi się że jak na komedię romantyczną Violet powinna powiedzieć na zakończenie filmu-,,Teraz czas bym ja się poświęciła, załóż w San Francisco swoją restaurację , a ja będę cię w tym wspierała, rzucam pracę w Michigan i będę robiła te głupie badania z pączkami na ludziach z miasta."

ocenił(a) film na 6
Exebeche

Trudno nie zgodzić się co do opinii na temat Violet. Chociaż w sumie nie mogę powiedzieć, że film mnie z tego powodu drażnił i oceniłem go właśnie jako komedię.

ocenił(a) film na 7
Exebeche

Film zdecydowanie za długi 90 minut to max na takie smęty(nie wiem dlaczego mi podkreśla przecież jest takie słowo i do ch....wydaje mi się, że dobrze to napisałem!!!) później robi się już tylko gorzej i nudniej.

ocenił(a) film na 4
Exebeche

świetna diagnoza, choć wydaje mi się, że mało który widz pod otoczką tej "komedii romantycznej" zobaczył coś więcej niż lukier. chyba nawet twórcom przesłonił on prawdę ;)

nomiko

Diagnoza? Raczej podsumowanie. Diagnozy możesz sobie posłuchać u lekarza.

ocenił(a) film na 4
aya_rivera

to jest naprawdę najważniejsze w tej dyskusji?
ale jeśli już: słowa "diagnoza" potocznie używa się często jako zamiennika "teorii", "oceny", "opinii" czy "zdania" (co łatwo wyczytać z kontekstu wypowiedzi), zgodnie zresztą z greckim znaczeniem tego słowa, czyli diágnōsis = rozpoznanie, odnoszącego się zarówno do badań medycznych, jak i bardziej abstrakcyjnych pojęć

nomiko

Bo ja twierdziłam że to jest najważniejsze w tej dyskusji? Jedynie cię poprawiam :) I nie - bynajmniej. Diagnoza to nie to samo co podsumowanie, teoria czy ocena. Zainwestuj w słownik synonimów najlepiej ;) Nikt wtedy nie będzie ci wytykał podobnych błędów.. Zaliczysz mniej żenujących wpadek i wyjdziesz na mniej tępą niż w rzeczywistości.Pozdrawiam serdecznie! :)

aya_rivera

"Mniej tępą niż w rzeczywistości"?...pani droga!nie obrażaj, bo Ciebie w końcu ktoś obrazi:/....ale intelektualna sodowa:///

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 5
Exebeche

Eee, za ostra ta ocena Violet. Przecież ona ciągle się go dopytywała o samopoczucie. Wyraźnie było pokazane, że się martwi i rozumie trudną sytuację Toma.
A to, że stało się to, co się stało - to już inna para kaloszy i rozumiem, że może się to nie podobać.
Na zakończenie wspomnę, że podsumowanie tej całej emocjonalnej wypowiedzi było bardzo fajne i potrzebne.

ocenił(a) film na 9
Exebeche

Ciekawa perspektywa, choć ja mam inną i stąd moja dość wysoka ocena. Zgadzam się z filmozjadem że Violet nie była aż tak egoistyczna na początku. Nie zgodzę się z tym że nie została ukarana bo jak dla mnie to dowiedzenie się o tym że, została niesprawiedliwie faworyzowana a jej dokonania tak naprawdę były niczym a przy okazji zepsuła sobie tym związek to była właśnie kara, jak również patrzenie na (chyba młodszą) siostrę będącą w szczęśliwym małżeństwie z dwójką dzieci (co na początku taki obrót sprawy zdawał się być mało realny) ze świadomością że, Tom i ona powinni już dawno być w tym miejscu a zamiast tego ich związek ulegał destrukcji - dla mnie to też byłaby kara. Tak ogólnie to wydaje mi się że ocena każdego filmu zależy od perspektywy i miejsca w życiu w którym się aktualnie znajdujemy. Ja na przykład jestem zaręczona od pół roku, zaczęliśmy planować ślub ale pojawiły się ostatnio takie myśli u mnie czy by nie przełożyć na późniejszy termin żeby może właśnie karierę rozwinąć, sytuacje finansową polepszyć itp. itd.. I powiem wam że pod tym względem właśnie ten film mnie tak uderzył - pokazał to o czym już wiedziałam ale miałam zamglone. Zawsze będą problemy, czasem ktoś będzie egoistą ale miłość nie polega kochaniu za coś, ale pomimo czegoś. :)

PS. Uważam że, kolejne śmierci dziadków Violet również można uznać za kary szczególnie gdy tak bardzo czekali na jej ślub. Poczucie winy okropne musiało być. To że nie było takiej wielkiej kary jak to się zazwyczaj zdarza w podobnych filmach, to moim zdaniem nie było wcale łagodniejsze dla bohaterów, ponieważ w mojej skromnej opinii byli oni karani stopniowo małymi karami prze prawie cały film - Violet za egoizm a Tom za brak komunikacji i powiedzenia co mu na sercu leży, przegadania sytuacji aż chłopina niewydolił i stał się wrakiem człowieka i emocje zaczęły brać górę nad rozsądkiem.

ocenił(a) film na 7
Wolfra

Zgadzam się, że została ukarana, a może raczej „dostała naukę”. Gdyby druga połowa filmu pokazywała zamianę ról, czyli główna bohaterka poświęcająca karierę dla spełnienia marzeń narzeczonego, mielibyśmy kolejną banalną i przewidywalną komedyjkę romantyczną. A tego właśnie nie chcę oglądać.
Dla mnie najsilniejsze punkty to para rodzeństwa, śmieszna i brawurowa, właśnie takie powinny być perełki - role drugoplanowe. Poza tym, na wyróżnienie zasługuje dialog „z ulicy sezamkowej”. Świetny pomysł.

Wolfra

"To że nie było takiej wielkiej kary jak to się zazwyczaj zdarza w podobnych filmach, to moim zdaniem nie było wcale łagodniejsze dla bohaterów" - właśnie o to chodzi. W życiu zwykle nie jesteśmy "karani" za swoje błędy za pomocą jakichś przykładnych kar (nie mówię o przestępstwach oczywiście ;)). W przypadku normalnych, życiowych błędów, które polegają na błędnej decyzji, braku komunikacji, zbytnim zapatrzeniu w siebie, itp., karą są kolejne, zwykłe życiowe potknięcia i porażki, takie jak u Violet - ambitna dziewczyna dowiaduje się, że nie była najlepsza i dostała posadę po znajomości (dla jej ego musiał to być wielki szok), jest zawiedziona partnerem, którego miała za człowieka uczciwego i na poziomie, czuje, że nie wykorzystała szansy, jaką miał być dla niej staż na uczelni, zrywa związek... - to są nasze zwykłe, codzienne kary: skutki naszych decyzji. Nie wiem, czy Autor wątku chciał, żeby Violet nogę za to urwało, czy coś ;) A tak na poważnie pewnie wolałby, żeby na przykład Tom został z bohaterką graną przez Dakotę (niezły monolog na "pożegnanie" nawiasem mówiąc), a Violet stała i patrzyła na nich z zazdrością i rozpaczą w oczach np. na ich ślubie, ale wtedy ukaralibyśmy też i Toma, który chciał być z Violet, a z młodą mieli pewne, nazwijmy to, różnice charakterów ;) które już były dla niego męczące, a co dopiero mówić w perspektywie całego życia... Poza tym, Tom też nie jest bez winy, scena rozmowy z rodzicami, którzy mimochodem wspominają mu o przebytych zawałach, rakach, itp. kończy się puentą "już wiem, czemu mam problemy z komunikacją". Gdyby powiedział Violet coś w stylu "kocham cię i ci kibicuję w karierze, ale to miasto i prowadzony przeze mnie tutaj tryb życia są okropne", nie mogłaby ona beztrosko skupiać się na sobie. A co robi Tom, gdy Violet pyta, czy nie jest zazdrosny, że Alex ma swoją knajpę z małżami? Odpowiada: "Nie, nie, no skąd". Owszem, Violet mogła "się domyślić", zresztą, widziała, że Tomowi jest ciężko, ale w ferworze robienia kariery mogła wszystko to, co widziała i czego się domyślała składać na karb tymczasowych trudności i że w końcu jakoś będzie. Tom poświęcając się dla Violet poszedł w stronę autodestrukcji, której ona od niego nie wymagała i którą można było powstrzymać. Już Alex mu mówił, żeby nie robił z siebie męczennika, tylko był szczery.
I właśnie to mi się podobało w tym filmie - nie było w nim wielkich twistów (niczego, czego nie moglibyśmy się domyślić) i nie wiadomo jakich momentów kulminacyjnych, historia sobie płynęła, raz w tę, raz w tamtą stronę, jak w życiu, aż dopłynęła do takiego, a nie innego końca. Jedynym zgrzytem w tej płynności była SPOILER ostatnia rozmowa Violet z Wintonem, który nagle wypalił coś w stylu, że "będzie nowy nabór i nowa Violet" - wcześniej raczej wyglądał na takiego, któremu na niej zależy. Ich rozstanie powinno to lepiej odzwierciedlić, a nie ciach i koniec, profesor to cham i kobieciarz, bo jest już niepotrzebny. Rozmowa Toma z Audrey była pod tym względem o wiele lepsza.

ocenił(a) film na 7
Wolfra

A ja nie bardzo rozumiem, dlaczego jedno - ślub, o ile jest dla kogoś tak istotny, wyklucza drugie - bycie w zgodzie z samym sobą. To mnie najbardziej wkurzało w filmowej parze, że zamiast się hajtnąć i jechać razem do tego Michigan, gdzie Violet mogłaby studiować i się rozwijać, a on otworzyć własną działalność, to przyjęli zasadę, że to tylko tymczasowe i odkładali resztę na potem. Czy jak jest ślub, to zaraz muszą być dzieci, czy zaraz trzeba rezygnować z własnych pasji? Czy nie można stawiać na samorealizację, robić czegoś razem, wspierać się wzajem? Czy w związku to zawsze kobieta musi rezygnować z siebie? W końcu to Tom rozwijał swoje kucharskie pasje w restauracji. A jak pojawią się dzieci (o ile tego się chce, bo nie każdy musi chcieć i mieć), to przecież też nie koniec świata i dalej człowiek może się realizować. To już kwestia zorganizowania sobie czasu. Za to za szczyt głupoty uważam spełnianie oczekiwań dalszej rodziny co do swojego życia, związku i trwania w poczuciu winy, że np.dziadek zmarł, nie doczekawszy się wesela. Serio? To ślub jest ważniejszy niż relacje międzyludzkie i prawdziwe uczucia? Lepszą wnuczką będziesz dla dziadka po ślubie? Mimo że wiele sytuacji w filmie było w sprzeczności z moimi poglądami, to sympatycznie się oglądało i nie uważam, jak założyciel wątku, że to film o egoizmie. Raczej o tym, żeby nie odkładać ważnych spraw na potem, bo rodzą się z tego frustracje i niezadowolenie, a człowiek popada w marazm i gnuśnieje, ma przede wszystkim wobec siebie, a potem wobec świata poczucie winy, że czegoś nie zrobił. A dla każdego co innego jest ważne w danym momencie życia.

Exebeche

Wszystko fajnie, tylko po co od razu wyzywasz? Idiotka? Zepsuta, zła i pusta? A słyszałeś o zabiegu polegającym na celowym kreowaniu irytującego bohatera? Im więcej emocji w Tobie wzbudza (nie ważne czy pozytywnych czy negatywnych) tym bardziej wiarygodna jest to postać. A jeśli "zgodnie z zasadami kina" (cokolwiek tu miałeś na myśli) szukasz wielkiego morału, to polecam bajki Disneya. W prawdziwym życiu mało kiedy człowiek odczuwa, że dostał nauczkę. I każdy, i ja i Ty i każdy inny, kieruje się własnym interesem i wybiera to, co jest najlepsze dla niego. Nie ma to nic wspólnego z brakiem miłości do drugiej osoby. Jest to raczej rzadko spotykany w komediach romantycznych wyraz miłości do samego siebie, a nie obraz męczennicy poświęcającej wszystko dla związku. Już w pierwszych zdaniach bohaterka mówi, że nie widzi siebie jako żony i matki zmieniającej pieluchy. Że ważny jest dla niej samorozwój i kariera. I nie można nazywać jej złą z tego powodu. Dzisiaj ludzie rozjeżdżają się do różnych krajów i związki się kończą. Albo przeciwnie, jedna osoba poświęca się dla drugiej w imię bajkowej miłości i oboje żyją w nieudanym, nieszczęśliwym związku (jak bohaterowie filmu przez jakiś czas). Dla mnie ten film był słaby z innego powodu, ale akurat nie czepiam się, że nie dostałam baśniowego happy endu. Obniżyłam ocenę właśnie za to, że się zeszli. Oboje mieli inne plany życiowe, inne aspiracje i dlatego decyzja o tym ślubie była błędem. A to, że pokazano, że z innymi partnerami im się nie układało, to już w ogóle bajka dla dzieci, z której morał jest taki: jak masz dziewczynę nimfomankę (i ci to nie odpowiada) albo chłopaka szurniętego profesora, to lepiej wróć do swojej/swojego ex, bo już nikogo normalnego na tym świecie nie spotkasz. Dałam 5, ale naciągane jak guma w majtach. Pozdrawiam.

Exebeche

I tak się rozwiodą

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones