To jeden z tych filmów, do których wracam bardzo często. Mimo, że na ekranie pozornie nic się dzieje, dzieje się wiele: tu ważna jest przede wszystkim ulotność chwili, która może "odcedzić" nasze szare życiątko, a jej niezauważalność powodowana rutyną dnia codziennego, powoduje coraz większą na nią ślepotę, mimo transferu naszych doświadczeń w świat naszych zainteresowań i fetyszy. To także inteligentne zestawienie sfery miłości z sferą zauroczeń i przyjaźni. Wielkie francuskie kino i wielki Eric Rohmer.