Sama fabuła jak i wykonanie nie należą do najlepszych. Oczywiście poza obsadą: nazwiska Kinski, Oliver Reed czy Sterling Hayden mówią same za siebie. Poza tym można popatrzeć na ładniutką Susan George. Co ciekawe - film początkowo kręcił "król horroru" Tobe Hooper. Oto jak Kinski przedstawił całą sytuację w swojej autobigrafii: "Martin Bergmann (producent) po czterech tygodniach wywala na zbity pysk reżysera Toby Hoopera(...). Wrzuca do kosza nakręcone taśmy i zaczyna robotę od nowa. Niełatwo jest znaleźć z dnia na dzień amerykańskiego reżysera, który by coś potrafił. A więc mojemu przyjacielowi Martinowi (...) nie pozostaje nic innego, jak ściągnąć jakieś troki od kalesonów - reżysera z angielskiej telewizji, który przypadkiem jest wolny ". A więc pewnie wszystko przez "troki od kalesonów ;-). Jako inną ciekawostkę podam, że Kinski wybrał ten film zamiast "Poszukiwaczy zaginionej arki" ze względu na wysokość oferowanej gaży. Trochę szkoda. Fajnie byłoby zobaczyć Kinskiego w roli gestapowca walczącego z Indianą Jones.