Intrygujący pomysł przyjęli sobie twórcy "Light and the Sufferer": w świecie tego filmu każdy kto wpadnie w większe kłopoty zaczyna być śledzony przez kosmiczne istoty, wyglądem przypominające wielkiego kota. Jak się okazuje punkt wyjścia stanowi dzieło Jonathana Lethema, znanego pisarza fantasy. Nie czytałem oryginału, ale streszczenia sugerują iż tam przesłanie zdaje się czytelne. W filmie zdecydowanie nie jest. Nie dostałem ani odpowiedzi "kim są kosmici", ani co reżyser chciał w ogóle udowodnić.

Miast sensownej przypowieści, oglądamy tułaczkę dwóch dilerów po Nowym Yorku. Tytułowa istota, wygenerowana w CGI pląta się gdzieś w tle kadru i niewiele więcej robi. Logiki nie ma tu za grosz, bo bohaterowie tuż po udanym rabunku chcą opuścić miasto liniami lotniczymi. Problem w tym iż mają przy sobie broń, obiektem napadu są narkotyki, a jeden z nich jest na zwolnieniu warunkowym. Nie wiem jakim więc cudem wpadli na pomysł że na pokład w ogóle uda im się wejść, nawet gdyby nie mieli za towarzysza kosmicznego dziwoląga. Do tego Paul marzący o ucieczce do Kalifornii jest wyczulony na wzmiankę o tym miejscu. Potrafi przez całą scenę wychwalać ten raj na ziemi, a gdy tylko ktoś zaneguje jego opinię, wpada w furię jakby obrażono mu matkę. W końcowej fazie filmu dochodzi zaś do spotkania z gangsterem którego bohaterowie obrobili. Dziwna to persona bo w kilka minut potrafi zupełnie zmienić zdanie. Jej monologi to zupełny chaos.

Dodać muszę jeszcze jak bardzo niechlujnie zostało nakręcone niniejsze dzieło. Krótki czas trwania można by jeszcze bardziej ograniczyć, gdyby zrezygnować z zupełnie niepotrzebnych ujęć nocnego miasta, a przejścia między scenami wyglądają tragicznie. Prócz Paula Dano każdy gra tu słabo. Ostatecznie polskie wydanie DVD warto kupić tylko z powodu ładnej okładki. Można postawić pudełko na półce i pod żadnym pozorem nie rozpakowywać by obejrzeć...