Jedna rzecz mnie zastanawia odnośnie "Iniemamocnych 2".
Niby film miał być tą propagandą feminizmu, bo tym razem to Elastyna wyrusza na misję a Bob zostaje z dziećmi w domu, żeby niby było tak nieco nowocześnie itp itd.
Tymczasem po obejrzeniu filmu, dochodzę do wniosku że feminizm raczej ukazano... w negatywnym świetle.
OK, główna bohaterka to kobieta, ale również kobieta jest antagonistką.
I to antagonistka jest tą "feministką" co to "żyje w cieniu brata", sama nawet mówi że kobiety mało kto docenia w dzisiejszym świecie, a Elastyna nie do końca chce się z nią zgodzić.
Antagonistka-feministka hipnotyzuje okularami wszystkich superbohaterów, którzy wykonują jej rozkazy - porwanie statku, potem ta przemowa Helen, Boba i Mrożona (przyznaję że padłem przy tym ostatnim), a później herosów ratują... dzieci! Zatem ta rodzina, którą feministki gardzą, okazała się ratunkiem. Przed tą złą kobietą i jej złowieszczymi planami.
Zresztą, mimo że fabuła miała być wokół Elastyny i jej misji to całe show zdecydowanie skradł Jack-Jack. Rozwaliło mnie jak Edna zgodziła się żeby Bob zostawił małego u niej na noc bo nie radzi sobie z dziećmi.
(wiem, naciągana teoria. Nie zmienia to jednak faktu że film równie dobry jak pierwsi "Iniemamocni".)