Jakiś taki przegadany ten film, w dodatku narratorem zza kadru (czego nie cierpię w filmach) była dziewczynka - córka Mary, granej przez K. Zete-Jones. Więc tak jakby historia widziana z jej perspektywy. Romansu tu było tyle, co nic. Popisy Houdiniego prawie żadne. Nawet domniemane seanse spirytystyczne nie budzą żadnych emocji. Film jest nijaki i pewnie za kilka tygodni nie będę z niego pamiętać niczego :/