PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=818090}

Historia małżeńska

Marriage Story
7,4 118 977
ocen
7,4 10 1 118977
7,9 66
ocen krytyków
Historia małżeńska
powrót do forum filmu Historia małżeńska

Jeśli interpretować ten film na poziomie stricte fabularnym, jako po prostu psychologiczny melodramat o rozwodzie, no to jest tak sobie. Dobrze zagrane, dobrze nakręcone, ale nie porywa.
Proponuję jednak spojrzeć na ten obraz w nieco szerszym kontekście – mianowicie jako na pewnego rodzaju studium współczesnego człowieka i poruszonych tutaj jego głównych problemów.

Nieumiejętność podjęcia samodzielnej decyzji. Nasi bohaterowie (dość mętnie) są w stanie określić tylko, czego nie chcą – zupełnie nie wiedzą zaś, czego chcą. Sam Charlie wypowiada w stronę Nicole słowa – „nie chodzi Ci o to, żeby być szczęśliwą, tylko o to, żeby mówić, że nie jesteś szczęśliwa”. Absolutnie wszystkie działania nie są z ich inicjatywy – są pchani do nich przez rodzinę, prawników, otoczenie, nawet siebie nawzajem, ale nigdy nie jest to ich autonomiczne działanie. Sami zachowują się jak bezwolne, zawieszone w czasoprzestrzeni istoty, nie mające pojęcia, w jaką stronę i dlaczego powinny zmierzać. Najdziwniejszym tego aspektem jest fakt, że Nicole, wiedząc o zdradzie, podała ją jako ostatni argument, wręcz wspomniała ją mimochodem – tak, jakby chciała wręcz uniknąć wygłaszania jednoznacznego, konkretnego argumentu „za” rozwodem. W gruncie rzeczy bowiem, fakt zdrady wystarczyłby za powód rozwodu i to z winy Charliego, nic więcej nie musiałoby być analizowane – wtedy jednak konieczna byłaby ostra, jednoznaczna decyzja, której Nicole nie chciała podjąć sama (zdała się we wszystkim na panią adwokat).

Niekończące się odgrywanie ról. Póki egzystują w ramach szczęśliwej rodziny i pary spełnionych artystów, wszystko jest w porządku. Wyjście poza ten schemat ukazuje jednak… Pustkę. Chaos. Powstaje swojego rodzaju błędne koło – chcąc wyrwać się z tych ról, są zmuszani do odgrywania kolejnych (znamienna scena, gdy pani adwokat mówi Nicole – to normalne, że pijesz wino i mówisz do dziecka „gówniarzu”, ja też to robię, ale nie wolno nam tego mówić przed sądem; do absurdu dochodzi, gdy Charlie z jednej strony powinien wynająć mieszkanie w LA, żeby pokazać, że ma kontakt z synem, ale jednocześnie wtedy dowiedzie, że nie są rodziną z Nowego Jorku, więc w zasadzie powinien również mieszkać w NYC).
Dodatkowo ten dramat podkreśla ich profesja – są bowiem perfekcyjnymi, zawodowymi odtwórcami ról, tam jednak analizują i odgrywają postaci i emocje nieistniejące. Podkreśla to scena, w której Nicole nagrywa serial i zwraca uwagę na szczegóły takie, jak odpowiednie trzymanie dziecka, powodujące wzrost wiarygodności postaci. Dokładnie według takiego samego schematu działa (pod dyktando adwokat) w prawdziwym życiu – zachowuje się, jakby nie była prawdziwą osobą, a kimś, kim uważa, że powinna być. Nawet słynna kłótnia od pewnego momentu brzmi jak czytanie niezwiązanych ze sobą wersów z dramatu, nie jak prawdziwa, emocjonalna wymiana zdań.

Blokady emocjonalne. O dobrych emocjach umieją milczeć, o złych krzyczeć. Nawiązując do poprzedniego punktu – sami wtłaczają się w role „dojrzałych ludzi, którzy chcą się dogadać i porozumieć”, do granic absurdu doprowadzając sytuacje, w których są wobec siebie przesadnie uprzejmi, uśmiechnięci, zgadzający się niemal na wszystko, co proponuje druga strona. Kiedy jednak dochodzi do punktu krytycznego, wybuchają niewspółmiernie do sytuacji, wciąż w zasadzie nie werbalizując, o co chodzi. Znacząca scena z samego początku, gdy wracają z przedstawienia – jako widzowie, wiedząc, że się rozwodzą, możemy być wręcz zdumieni poziomem ich spokoju i racjonalności (Nicole spokojnie komentuje spektakl, Charlie daje jej uwagi, ona rzuca „dobranoc”), jednak ułamek sekundy po zniknięciu za drzwiami kobieta zaczyna płakać. Pozory zachowane, rola odegrana…

Uciekanie od odpowiedzialności za własne czyny i słowa. Wszystko, co padło z ust adwokatów na sali sądowej, zostało przecież wypowiedziane i przekazane prawnikom przez nich samych i za ich zgodą przeinaczone, wyolbrzymione, wyrwane z kontekstu. Oboje jednak zgodnie mówią później – nasi prawnicy powiedzieli o nas okropne rzeczy (!). Nicole dowiaduje się, że opieka jest 45/55 – sama mówi, że tego nie chce, ale na argument pani adwokat „nie chciałam, żeby chwalił się, że wygrał” – milknie. Zrzuca z siebie odpowiedzialność za ten wyrok. Charlie wszystkie niepowodzenia zrzuca na pracę, organizację, pieniądze, na samą Nicole; Nicole również wykazuje się zerowym samokrytycyzmem, o wszystko oskarżając wyłącznie Charliego.

Zakończenie jest rozdzierająco smutne. Dochodzimy bowiem do momentu, w którym Charlie wreszcie czyta to, czego Nicole nie chciała mu powiedzieć na początku. Płacze. Ona tez płacze. Poza tym jednak nie dzieje się nic. Natychmiast znów wchodzą w rolę pt. „dorośli, umiejący się ze sobą porozumieć ludzie po rozwodzie”. Uprzejmie przekazanie dziecka, zawiązanie sznurówki. Nic się nie stało.
Często, gdy moja mała córka czegoś chce, a ja pytam – dlaczego tak chcesz? – ona odpowiada: no bo chcę. To dla niej wystarczający argument. Przy tym filmie miałam wrażenie, jakbym oglądała na ekranie właśnie taką dwójkę małych dzieci. Chcą, bo chcą, tupną nóżką, bo coś nie wyszło, nie zastanawiają się nad niczym, tylko prą do przodu...

Film mnie zdenerwował, nie polubiłam żadnej ze stron i aż mnie w środku coś trzepało. Jednocześnie jednak niestety widziałam w nim dużo prawdy w stosunku do otaczającego mnie świata i ludzi. Niefajnej prawdy.

mishkka

Najlepsza wypowiedź na temat tego filmu, jaką padła na tym forum. Zgadzam się z każdym zdaniem.

ocenił(a) film na 7
mkjankowska

dziękuję :) cieszę się, że ktoś czuje tak samo. Myślę, że ocenianie tego obrazu wyłącznie w kategoriach scenariusz - gra aktorska - fabuła jest niepełne i krzywdzące. Ten film mówi dużo więcej, nie tylko samymi dialogami i przebiegiem wydarzeń, ale też różnymi szczegółami, sposobem pracy kamery, montażem (ciekawostka z analizy na youtube , z kanału Drugi Seans - ponoć reżyser, bardzo nietypowo, zaangażował montażystkę do pracy nad filmem od samego początku jego powstawania, chcąc od razu komponować ujęcia i kadry pod kątem odpowiedniego montażu, który ma tu ogromne znaczenie).

Dawno nie miałam tak, że z jednej strony film wcale mnie jakoś nie oszołomił, ale cholera tak we mnie siedzi.,. Tyle czasu minęło, a mnie dalej boli ta historia i bohaterowie.

mishkka

Jestem świeżo po seansie i Twoje podsumowanie filmu bardzo dobrze oddało to, co i ja w nim zobaczyłam. Ja bym jeszcze dodała tutaj do analizy scenę pierwszego przyjazdu Charliego do LA po tym, jak Nicole zdecydowała się wyjechać z synem. Nie mówię tutaj o (świetnym) zakręceniu się siostry z dawaniem pozwu, tylko o tym, jak on przyjeżdża, wita się z Nicole jak gdyby nigdy nic, robi sobie jedzenie, rozmawia wesoło z matką, ma ochotę na ciasto od Cassie, spędzają chwilę razem przed zaśnięciem z synem, a w końcu Nicole pyta go, czy ma gdzie spać – on ewidentnie do tego momentu były przekonany, że będzie po prostu spać u nich, może na kanapie, może kątem u syna, ale żadnego hotelu to sobie nie wynajął. Tak jakby zapomniał, co właściwie się stało i jakie to powinno mieć praktyczne skutki. Albo nie do końca wierzył w to, co się dzieje – Charlie kilka razy powtarza, że gdy Nicole skończy zdjęcia do serialu, to „oni” wrócą do NY, więc i to „tymczasowe” spanie u (jeszcze) teściowej mogło być według niego naturalne (a po ich "powrocie" do NY pewnie we wspólnym mieszkaniu). Inna sprawa, że Nicole wiedziała doskonale że on sobie niczego nie wynajął, bo gdy go o to zapytała, to nie czekając na odpowiedź zaczęła wychwalać ten nowy hotel - że niedaleko i ma dobre ceny. A wystarczyło zapytać Charliego o to, gdzie się zatrzyma, ustalając z nim termin przyjazdu z NY do LA (a takie ustalenie na pewno miało miejsce, w końcu Nicole na niego czeka), dzięki czemu zasugerowałaby mu rozwiązanie odpowiednio wcześniej i nie narażałaby go na w sumie wygonienie z domu.
I druga sprawa odnośnie zakończenia. Twoje podsumowanie ich zachowania względem samych siebie na końcu jest świetne (szczególnie to wejście w rolę „kulturalnie się ze sobą komunikujących i utrzymujących zdrowe relacje dla dobra syna byłych małżonków”), ale pytanie, co się u nich stało poza tym? Nicole ma partnera, który się dobrze odnalazł w jej artystycznej rodzinie i uczestniczy w jakichś przebierankach, ona gra, w czym chciała, dostaje Emmy za reżyserię (!), wokół rodzina i przyjaciele, a Charlie? Akceptuje posadę w LA, zostawia swój teatr, przyjeżdża do nielubianego miasta, w którym nie ma teraz nikogo mu bliskiego, a on skazany jest na samotność – czy to wszystko jest wyłącznie w imię tych 45/55 czasu z synem (i to nie na co dzień, jak rozumiem, to jakoś inaczej było podzielone)? Jak to wygląda w praktyce widzieliśmy podczas Halloween, gdy wymuszono na nim oddzielne spędzanie tego czasu, po tym jak Henry się wybawi z kuzynami. To ich smutne szwendanie się po ulicach LA i kilka cukierków plus zapalniczka nie wróżą, że w tym mieście i tych okolicznościach nagle Charlie stanie się atrakcyjnym rodzicem dla Henry’ego z którym będzie chętnie spędzał on czas. To oczywiście skrót myślowy, bo ojciec potrzebny jest dziecku niezależnie od tego, czy umie z nim w sposób „atrakcyjny” spędzać czas, czy nie, ale niestety młody tak został pokazany – jak na dziecko dosyć szybko „podzielił” się rodzicami, nie dramatyzował, że chce, by oboje z nim gdzieś wyszli lub by tata wrócił, w dodatku miał w tamtym momencie etap „mamusi”, co szczególnie symbolizowało to ich wylewne witanie się z Nicole po tym jak mały spędził parę chwil z tatą, jakby wracał z miesięcznych kolonii. Więc tutaj ta "atrakcyjność" tego wspólnego czasu ojca z synem nabrała pewnego znaczenia, przynajmniej dopóki Henry nie dorośnie na tyle, by tych kilka rzeczy zrozumieć. Nicole niby wyszła na swoje a wszelkie wyrzuty sumienia wobec Charliego może zbyć właśnie swoją postawą wzorowej ex-żony do rany przyłóż, która nawet sznurowadła zawiąże. Charlie raczej na swoje nie wyszedł, kilka rzeczy zostawić musiał, i na razie nic nie zwiastuje, że poza regularnymi kontaktami z synem szybko ułoży sobie życie na nowo w LA. Czy nie dało się tego inaczej rozegrać? A jeśli tak, to czemu on tego nie zrobił?

ocenił(a) film na 7
mishkka

"tupną nóżką, bo coś nie wyszło" ha tak było potwierdzam > scena na imprezie po kłótni telefonicznej, aż przygodny współimprezowicz nie mogł się na dziwić , że Nicole w istocie "tupnęła nóżką" : )

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones