Pierwsza uwaga jest taka, że w tym filmie tak niewiele się działo, że ujawnienie jakichkolwiek szczegółów wymaga kliknięcia "Uwaga spojler".
Przez pierwsze pół filmu miałem wrażenie, że twórcy spóźnili się o jakieś 20 lat z tematem o bogatych elitach i ich problemach. Później okazało się, że to tylko zamysł artystyczny, ale czy uzasadnia tak rozwlekłą konstrukcję filmu? Jedyna tego zaleta, że można było dokładnie przyjrzeć się wszystkim wnętrzom.
Do filmu wrzucono dwa modne wątki. Dwie-trzy sceny z filmu zapadają w pamięć. Tematyka gdzieś na granicy nachalności, ale to raczej film stawiający pytania, a nie dostarczający odpowiedzi. I w zasadzie można byłoby dodać punkty za kino zaangażowane, ale... Tak sobie myślę, że gdyby ktoś chciał zrobić kino polityczne i nie miał na film wyrazistej koncepcji to wyszłoby właśnie coś takiego jak Happy End. 5/10.