Film należy traktować z przymrużeniem oka. Niestety. Mimo, iż powstał w połowie lat 60-tych przypomina bardziej produkcje z poprzedniej dekady. Momentami nawet można znaleźć podobieństwa do produkcji "słynnego" Ed'a Wood'a (mężczyzna siedzący na wózku inwalidzkim chwyta za bark stojącego przed nim i pochylonego do przodu głównego bohatera - musi mieć facet dłuuugie ręce). Ale ma to wszystko urok, dość fajną scenografię i ... Borisa Karloffa.
Film zdecydowanie zalatuje spleśniałym serem... ;) ma parę śmiesznych scen, stylowe wnętrza też robią odpowiednia atmosferę (Oakley Green, wchodzące w skład Bray Studios, nakręcono tam trochę Hammerów i Amicusów, jak The Reptile, And Now the Screaming Starts!), ale całość polecam tym, którzy mają problemy z bezsennością... nie ma nic z ducha dzieł Lovecrafta :)