Dobra. Wiem, że może to brzmieć dziwnie, ale cholera, byłam pewna, że tą bezręką kobietą, ponoć Altheą, którą Diane spotyka w piwnicy, a później przez szybę... był Robert. Fakt, zastanawiało mnie podczas filmu czemu miałby grać dwie postacie, dość mocno. Po czym okazuje się, że to niejaka Mary Duffy (II), której rola ta była jedyną. Czuję się jak idiotka, ale nie daje mi to spokoju.
Poza tym, uważam, że film miał klimat, ale tak samo pewien zmarnowany potencjał, za dużo naciągania i mieszania, braku wyjaśnień, za mało prawdziwej Diany, zdjęć. Mogło wyjść coś naprawdę magicznego, ale wyszło, cóż, wyszło jak wyszło, ostatecznie nieszczególnie źle.
Także... to tylko ja, czy ktoś jeszcze jest dziwny? ._.
Co masz na myśli mówiąc dziwny ;) Lubiłam ten film jako melodramat, ale nie ma on nic wspólnego z prawdziwą Diane. Ot taka bzdura zainspirowana jej życiem, albo wariacjami na jego temat. Moja recenzja jest na fotochwilka pl.