Norweskie fantazje katastroficzne. Skandynawskie tsunami, czyli pierwsza część spektakularnie odegrana przez naturę, a nie człowieka oraz ta druga, przy której nawet "San Andreas" to mistrzostwo logiki i spójności. Joner i Torp zapewne w nagłej potrzebie finansowej, skoro zdecydowali się na udział w tym przedsięwzięciu. W dużej mierze ekscentryczne, ale warte oglądania przez najwyżej 45 minut. Plus za niejednoznaczność ról, czyli głowa rodziny nie zawsze jest herosem.
Pod względem merytorycznym SA jest półkę wyżej, tam przynajmniej opadająca woda nie leje się pod górę... :-)
Czy ja wiem... San Andreas to dla mnie porażka na całej linii, a Fala była naprawdę ciekawa i trzymająca w napięciu. Pewnie teraz mnie zlinczujecie ale mi się podobała!! :P Dodatkowy plus za przepiękne widoki, które wynagradzają wszystkie potknięcia ;)