Czyli niskobudżetowa mieszanka kina akcji i sci-fi, którą da się obejrzeć z odpowiednim nastawieniem. Tym razem aż tak mi Don Wilson nie przeszkadzał. Podobnie jak w przypadku "Terminatora", w tej części aktor grający "złego" cybertrackera z części poprzedniej, powraca jako "dobry". Ale tych "złych" mamy za to sztuk kilka. Więcej tu strzelania niż prania się po gębach, a sam film idealnie nadaje się do piwa - nie nuży i nie wymaga skupienia.