Przed obejrzeniem tego filmu usłyszałem skądś, że to takie feministyczne Into the wild. No cóż, trochę to dla tego filmu krzywdzące, bo Dzika droga broni się bowiem sama. O ile Into the wild był filmem o samotnej wędrówce, której celem było odnalezienie sensu i powrócenie do życia w zgodzie z naturą, o tyle Dzika droga opowiada o wędrówce, której celem jest oswojenie traumy i terapia mająca pomóc bohaterce w powrocie do normalnego życia.
Moją rozbudowaną opinię o tym filmie napisałem na moim blogu, dla zainteresowanych wpiszcie w google kulturożerca . pl
Może opinia stąd, że główna bohaterka mówi, iż jest feministką. Zresztą jaka cywilizowana kobieta nie jest? W każdym razie nie rozpatrywałbym tego w ten sposób.
A może chodzi o to, że większość facetów w tym filmie to albo ciapy, bojący się śniegu, albo niedoszli gwałciciele, albo mężowie lejący swe żony, albo pantoflarze, albo przygłupy jak ta napotkana trójka wędrowców... ;)
Nie wiem co Wy macie do tych facetów, ja nie odebrałam tego w ten sposób. Moim zdaniem tam było całe mnóstwo naprawdę fajnych mężczyzn - pomijając ojca alkoholika i niedoszłych gwałcieli, to reszta była przyjazna, chętna do pomocy i otwarta na ludzi. Sam mąż głównej bohaterki jest człowiekiem o złotym sercu, który niestety miał pecha trafić na nieodpowiednią kobietę i wziął ją za żonę, ten pierwszy pan, który udzielił jej pomocy i zaprosił na noc do siebie też był w porządku (najbardziej spodobało mi się to, że domyślił się, że dziewczyna ze strachu okłamała go o mężu, ale specjalnie zapytał o to dopiero, gdy mieli się już rozstać), a trójkę wędrowców od razu polubiłam - to była po prostu grupka przyjaciół, którzy postanowili spędzić ze sobą czas w dość nietypowy sposób, mieli ze sobą dobry kontakt.