8 lat temu oceniłam na 8, dziś daje 4 - za ładne kadry i Reese. Obejrzałam ponownie, nie wiem czemu tak go oceniłam.
"Into the wild" - są tu porównania na forum, to była inna podróż. Dostałam ten film na płycie CD gdy miałam 16 lat. Coś we mnie odcisnął. Nadal to widzę. I to był prawdziwy film. O pragnieniu duszu. Poszedł bo chciał i musiał.
Ale ta produkcja...
Powiem tak sama 9 lat temu wyruszyłam w podobną podróż - żeby uleczyć głowę. I g**no to dało.
Ona nie była sama. Miała wysyłane paczki, był plan, jakby nie było. Byli ludzie. Długa, kosztowana eskapada. Nie była wytrenowana i nauczona czegokolwiek, nawet nie potrafiła się spakować. Taka tam Amerykanka z problemami. Te jej wzniosłe cytaty dzisiaj mnie bawiły. Ona tylko sobie szła z za dużym plecakiem. Ale amerykańskie kino wie jak robić filmy.
Nie wiem jak się leczy turmy, ale nie w ten sposób. Ja ze swoimi żyję nadal. po własnej "dzikiej drodze", po terapii. W między czasie życie jeszcze bardziej dołożyło do pieca.
Serio? Idziesz kilkaset czy ile kilometrów, i co ma się przez to zmienić? Co jest w tym wzniosłego?
Być może nic, ale każdy zmaga się ze swoimi traumami i swoim bólem na swój sposób. Na pewno lepiej wziąć plecak i wyjść na szlak, niż uciekać w alkohol czy traumatyzować innych po drodze. Przykro mi, że Tobie nie pomogło, ale być może ktoś odnalazł siebie w drodze. Powodzenia, gdziekolwiek wędrujesz i z czymkolwiek się zmagasz.