Dziwne, że dla dobra dziecka opieka społeczna nie może odebrać dziecka matce siłą mimo, iż dziecko ewidentnie jest zaniedbywane przez matkę - ćpunkę, która z domu zrobiła melinę. Zgoda dziecka nie powinna mieć tutaj znaczenia, tym bardziej, że mała miała się gdzie podziać - mogła pójść do ojca a tylko przez chore pojęcie miłości do matki nie chciała jej opuścić - jak to dziecko - kocha matkę jaką by ona nie była.
Zastanowiło mnie to bo film, rzekomo, oparty na faktach, akcja dzieje się w nieodległej przeszłości w bądź co bądź wysoko rozwiniętym kraju a sam filmch dedykowany jest pamięci dzieci narkomanów o których to dzieciach system zapomniał. Stąd i moje wątpliwości. Oczywiście możliwe, że tylko sam motyw przesiedlenia oparty jest na faktach a nieudolny nadzór opieki społecznej to już wymysł reżysera (o ile przesiedleńcy byli w ogóle takowym nadzorem objęci).
Nie traktuj filmów tak dosłownie. Baaardzo wiele tych niby "opartych na faktach" ma bardzo niewiele z rzeczywistością wspólnego. Zwłaszcza te społecznie lub politycznie zaangażowane.
Niestety, to prawda. Nie wiem, czy kiedyś zdarzyło mi się obejrzeć biografię, która przy bliższej inspekcji nie okazałaby się przekłamaną wersją sławnego życiorysu. A mimo to, nie ucząc się na własnych błędach, zawsze traktuję filmy tego rodzaju dosłownie, a potem się złoszczę, kiedy mnie wystawiają do wiatru :) Bo jest w tym jednak pewna nieuczciwość przedstawiać jakąś historię jako "opartą na faktach", a potem wszelkie pretensje o mijanie się z prawdą kwitować wzruszeniem ramion, że to przecież "tylko film".
"Dziewczynka... " powstała na kanwie autobiograficznej powieści. W niemieckiej Wikipedii (czytanej, przyznaję, przy użyciu translatora, bo niemieckiego nie znam) można znaleźć informację, że film dobrze oddaje realia epoki, ale właśnie wątek opieki społecznej i jej skandalicznej nieudolności jest wysoce nieprawdopodobny.
A w polskim prawie to niby jak jest? Nieważne co i jak, dziecko i tak musi trafić do matki. W opiece społecznej nie ma niczego dziwnego. To jest jak wszędzie instytucja, a że kraj bardziej rozwinięty? To liczy się ze zdaniem dziecka! Proste? Proste. Dziecko widocznie w Szwajcarii jest pełnoprawnym człowiekiem, którego opinia się liczy.
Za to w Skandynawii dziecko Ci odbiorą, jak dwa dni pod rząd przyjdzie w tych samych ubraniach. Nie ma systemu idealnego. Polecam dla przeciwwagi polski film Obce niebo i wyważenie proporcji.