I tytuł oryginalny i cały film odnosi się do dziewczyny z książki. Tej jednej konkretnej KSIĄŻKI.
Film ma swój ciężar i przyznaję, że mnie wciągnął. Może nie do końca uwierzyłam w happy endowe rozwiązanie, jednak z ogromnej większości obrazu przebijał naturalizm i miałam wrażenie, że bardziej podglądam niż oglądam historię głównej bohaterki.
czemu nie uwierzyłam w dobre zakonczenie? czasem fajnnie, ze jednak filmy konczą sie pomyslnie. Ludzie często wracaja do siebie po rozstaniach, a z przeszłością tez mozna się jakos rozliczyć jesli mamy ku temu sposobnosc tak jak tu.
Cieszę się z happy endów w filmach i w życiu :)
W tym przypadku trochę nieżyciowa i zbyt szybka wydała mi się przemiana naszej bohaterki, która chwilę wcześniej uwodzi ot tak młodego babysittera by następnie zaliczyć kolejną przygodę z nieznajomym z baru okraszoną czymś w stylu:
- Nie mam ochoty, jestem zmęczona.
- No daj spokój.
- No dobra.
Ciężko uwierzyć w natychmiastową dojrzałość do prawdziwego związku, gdy wcześniejsze doświadczenia upływały pod hasłem "ja nikogo z łóżka nie wyrzucam, albo mi się ktoś podoba, albo mi go szkoda" ;)
Popełniła błąd, ktory jak sama mowiła wynikał z tego, ze tylko wtedy czuje się prawdziwa, kiedy ktoś jej pragnie. To wynik romansu z pisarzem, taką traumę wyniosła z tamtego okresu i stad brniecie w kolejne romanse. Rozliczyła się z przeszłością, postanowiła naprawić swoje błędy i ten chłopak w koncu jej wybaczył. Tak się często zdarza
oczywiscie to co zrobiła było złe i ja jej nie usprawiedliwiam, w koncu zdradziła . Ale chodzi o to, ze zakonczenie nie jest nierealne, scenariusz jest mozliwy do uwierzenia
Rozumiem kontekst psychologiczny, który stoi za zachowaniami bohaterki, został naprawdę pięknie nakreślony i zagrany. Jednak mimo wszystko zakończenie w mojej opinii jest zbyt proste. Może patrzę na to w ten sposób, ponieważ sama nie wybaczyłabym zdrady. Whatever, film w całokształcie jest naprawdę dobry.