PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=725457}

Dziennik panny służącej

Journal d'une femme de chambre
4,6 4 692
oceny
4,6 10 1 4692
4,7 3
oceny krytyków
Dziennik panny służącej
powrót do forum filmu Dziennik panny służącej

Benoit Jacquot może nie należy do ścisłej elity europejskich reżyserów, jednak jego filmy historyczne zapamiętałem jako bardzo przekonujące i oryginalne, łączące kameralność z duszną atmosferą niepokoju i zagrożenia. Taki był "Markiz de Sade" z 2000 roku, a także "Żegnaj, królowo", gdzie w ostatnich dniach Marii Antoniny towarzyszyła jej zaufana dwórka, Sidonie Laborde, znakomicie zagrana przez Leę Seydoux. Nic dziwnego, że równie pozytywnych wrażeń spodziewałem się po "Dzienniku panny służącej", kolejnym kostiumowym filmie Jacquota – zwłaszcza, że na pierwszym planie znowu pojawiła się Seydoux.

Tym razem reżyser nie zabiera nas na królewski dwór, ale na mieszczańską prowincję. Lea Seydoux jako służąca Celestine przyjeżdża tu do pracy z Paryża. Dostaje nędzny pokoik (warto zatrzymać obraz i się przyjrzeć) oraz złośliwą panią, która ją nęka poleceniami i przytykami. Najciekawszą postacią w nowym domu jest posępny i tajemniczy stajenny, Joseph. W tej roli został bardzo dobrze obsadzony Vincent Lindon, którego zapamiętałem jako partnera Diane Kruger we francuskiej wersji "Dla niej wszystko". Wtedy, jako filmowy mąż pięknej i subtelnej Kruger ponury brzydal Lindon niezwykle mnie irytował. W "Dzienniku..." jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Nie znam (jeszcze) poprzednich ekranizacji "Dziennika panny służącej" ani literackiego pierwowzoru Mirbeau, co jednak nie przeszkadza mi mieć jak najbardziej pozytywną opinię o tym filmie. Przede wszystkim doceniam jego konsekwentny, dość surowy realizm, co nie jest regułą we francuskich filmach kostiumowych. Seydoux gra bez makijażu, w prostej sukienczynie, a jednak czaruje i zjednuje, podobnie jak Scarlett Johannson w "Dziewczynie z perłą". Trzeba też przyznać, że jak na prowincjonalną opowieść skromnej służącej wydarzeń nie brakuje. Mamy motyw tajemniczego zabójstwa w najbliższej okolicy, antyżydowskiej agitacji, sąsiedzkiego sporu czy sfingowanego włamania. Do tego dochodzą retrospekcje, pokazujące doświadczenia Celestyny u poprzednich pracodawców. Jeżeli dla kogoś to nadal mało, to chyba powinien sięgnąć po filmy z Van Dammem czy Seagalem.

Strona wizualna "Dziennika..." również nie budzi żadnych zastrzeżeń. Zdjęcia nie są przesłodzone, kamera jeździ na stabilnym wózku, jak Pan Bóg przykazał, a nie jest trzymana w drżącej ręce. Muzyka towarzyszy fabule dyskretnie i powściągliwie, co w tego rodzaju filmach jest przeze mnie mile widziane. Dzięki realizacyjnym walorom obrazu z zaangażowaniem i zainteresowaniem oglądałem perypetie Celestyny, która wprawdzie nie trafiła w swojej pracy najgorzej, to jednak ze współczesnej perspektywy jej dolę można ocenić jedynie jako pasmo upokorzeń, zależności i molestowania. Zakończenie filmu, na ogół krytykowane, mi jednak przypadło do gustu. Towarzyszący mu element niepewności i obawy o przyszłość dobrze odzwierciedla sytuację ubogiej służącej sprzed stulecia - szczególnie takiej jak Celestyna, której zapasy uniżoności i pokory właśnie się skończyły.

Więcej moich recenzji na stronie: http://nowerekomendacje.blogspot.com/

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones