Może i nie należę do pokolenia starych weteranów kinowej fantastyki naukowej, film bardzo mi
się spodobał głównie ze względu na klimat i fabułę. Jednak dopiero teraz w pełni cenię ten film,
gdyż mam wrażenie, że zrozumiałem jego przesłanie. I choć samo zakończenie sprawia
wrażenie happy endu, jego drugie dno wcale nie jest takie wspaniałomyślne.
Decydujące znaczenie w tym filmie ma ostatnia przemowa Klaatu, w której każe ludziom się
zjednoczyć pod groźbą zniszczenia świata. Mam wrażenie, że nie chodzi tu wcale o rzekomą
"potrzebę zjednoczonego świata" (pogląd jakim się kierują władze totalitarne), a raczej o efekty
globalizacji - procesu, który Klaatu najprawdopodobniej porównał do "kurczącego się
wszechświata, w którym wszyscy muszą nauczyć się żyć w zgodzie". Zaś wypowiadana przezeń
groźba to nic innego jak dwa możliwe efekty globalizacji - może ona albo doprowadzić do:
1) zagłady ludzkości (3 wojny światowej; globalnego konfliktu jakiego świat jeszcze nie widział
biorąc pod uwagę omówioną w filmie tematykę BRONI JĄDROWEJ)
2) jej pełnego zjednoczenia i ujednolicenia, czyli wyniszczenia wszelkich pomniejszych kultur i
ich wartości na rzecz:
a) tych reprezentowanych przez najsilniejsze państwo (USA, którego polityka zagraniczna
idealnie pasuje do działań Klaatu)
b) nowego systemu wartości, nie wykształconego przez lata historii, lecz sztucznie
stworzonego przez władze i media na potrzeby zniewolenia społeczeństwa i umocnienia swej
pozycji (UE)
Domyślam się, że to nie jedyny morał który można wyciągnąć z tego filmu, bowiem nic tu nie jest
podane wprost. To przy okazji decyduje o jego wielkości jako filmu science fiction.
Patrząc na to co się dzieje w obecnej chwili to masz rację. Dodałbym też że Usa przygotowuje nas do czegoś od czasów zimnej wojny. Nie bez powodu dali taki tam film plus parę innych, które pokazują przybyszów z kosmosu zagrażających światu i tylko amerykanie potrafią zjednoczyć cały świat by odeprzeć "ataki". Te latające spodki które widzieli mieszkańcy Usa to nie są przybysze z kosmosu a pewnie rząd amerykański. Wielu ludzi pewnie uwierzy że serio zagrażają nam obce cywilizacje i zaczną się chować pod banderą Usa. A później jak będzie po wszystkim, prezydent Usa powie że świat potrzebuje jednolitości państwa, religii i polityki, również jedna waluta. Ech ten świat jest na straconej pozycji a ludzie już dawno przegrali swoje człowieczeństwo.
Pozdrawiam serdecznie
O ile wierzę w obcych jako takich, tak zdaję sobie sprawę, że wizerunek "kosmicznych najeźdźców" rodem z s-f został utworzony przez Amerykanów jako metafora zimnowojennej obawy przed inwazją Rosjan. W końcu najstarszą i najlepszą propagandą było ukazywanie wrogów jako nieludzkie potwory, kiedyś ludożercze demony z piekła rodem, a dziś istoty z jakiś ciemnych gwiazd nietkniętych "światłością wolności i demokracji" ;)
Już Lenin i Hitler zauważyli, że kino może pełnić znakomitą rolę propagandową, i głównie ta myśl (zaraz obok czysto materialnego zysku) przyświeca producentom filmowym, nie tylko tym amerykańskim, choć w ich przypadku jest to najmniej subtelne (pewnie ze względu na spłyconą mentalność zjadaczy hamburgerów). W zależności od aktualnego konfliktu filmowi i growi Amerykanie walczyli z różnymi wrogami - kolejno Niemcami (zwykle zwanymi "nazistami"), komunistami różnych narodowości (rosyjskiej, chińskiej bądź północnokoreańskiej) i wreszcie Arabami. Jeśli USA jeszcze trochę pożyje, zapewne znajdą kolejnych wrogów i propagandowy rak dokona kolejnego przerzutu.
Również pozdrawiam.
Wróg się zawsze znajdzie ;) a kosmici zostaną tacy sami. A tak odnośnie gier, to nowy Tomb Raider dzieje sie w Syrii i oczywiscie Lara walczy z Sowietami ;) ech te zbiegi okoliczności :P
Dziękuje za zaproszenie :)