Na pewno jest tu sporo wad - Charlie nie umie pisać dialogów (szczególnie monologów). W kinie niemym nie miał z tym problemów, ale w "Dyktatorze" niepotrzebnie dawał postaci Hanny tyle do gadania. Dziewczyna gada i gada, na dodatek często w stylu kina niemego (mrużenie oczu wprost w kamerę, machanie pięściami, takie tam). Cała ideologia którą promuje sam film jest trochę naiwna, ale z wyjątkiem kilku scen ("Wiesz, ten Hynkel nie jest taki zły") zupełnie mi to nie przeszkadzało. Liczyły się emocje, jakie wyzwalał - 3-minutowe przemówienie, mimo że czytane kartki, było ważne.
Czemu ważne? Czemu cały film sprawia wrażenie ważności. To najwyraźniej naprawdę był wyczyn, zrobić film o takich poglądach, w tamtych czasach. I to czuć w samym filmie. I za to nieokreślone coś nie obniżę oceny.
Zdarzały się też dłużyzny - pierwsze przemówienie Hynkela czy powrót cyrulika do pracy i bójka z policją (do końca ulicy i z powrotem).
No i dobry dowcip. Witanie się z Napoleonim, jedzenie monet... Kino nieme pełną gębą, ale ważne że zabawne.:) 8+/10