z jednej strony ma w sobie siłę naturalizmu i nie narzucający się tok narracji (co jest atutem), za drugiej jest trochę niewiarygodny i szantażuje emocjonalnie widza (a tego nie lubimy); poza tym jest tu parę motywów i scen po prostu żałośnie głupich (jak np płacz przyjaciela, który dowiaduje się o problemach bohaterki, albo ciągłe powstrzymywanie się bohaterki od płaczu... wszyscy płaczą...); bracia mają warsztat i lekką rękę, ale równocześnie brak dystansu i wyczucia granicy, za którą kryje się obciach
"poza tym jest tu parę motywów i scen po prostu żałośnie głupich (jak np płacz przyjaciela, który dowiaduje się o problemach bohaterki..." - co w tym żałośnie głupiego? Że człowiek ma wyrzuty sumienia bo zdaje sobie sprawę ze swojej pomyłki? Sandra raz mu pomogła, wzięła jego winę na siebie a teraz on w głosowaniu pośrednio zgadza się na jej zwolnienie. Czy może jednak nie podobał Ci się samo odegranie płaczu (było zbyt mało męsko?).
"...albo ciągłe powstrzymywanie się bohaterki od płaczu... wszyscy płaczą...)" - również zapytam co w tym żałośnie głupiego? Bohaterka też płakała, wielokrotnie, w różnych miejscach. Czasem przed lustrem mówiła sobie: nie będę płakać. Ma depresję (jak widać tylko po części wyciszoną), nie wiemy co działo się przed akcją filmu. Jej obietnica "nie będę płakać = w domyśle będę silna" to stosowanie się do zaleceń z przebytej terapii swojej choroby.